Marcina Kobierskiego można zobaczyć w krakowskich teatrach Bagatela i Stu. Pojawił się też w serialach telewizyjnych: „Graczykowie, czyli Buła i spóła”, „Pierwsza miłość”, „Majka”. W teatrze grywa i w komediach, i w poważnych sztukach. Z niewidomymi aktorami zagrał... Koziołka Matołka.
ROLE NIE DLA MNIE
Przed występem wzywam św. Genezjusza, patrona aktorów – opowiada aktor. – Odmawiam krótką modlitwę. – A grę ofi arowuję w jakiejś intencji – dodaje. – Czasem rola jest trudna do odegrania. Wtedy myślę: „Panie Boże, czy ta intencja wymagała aż takiej ofi ary?” – śmieje się pan Marcin. – Jestem optymistą i mam raczej łagodny charakter, dlatego cieszę się, gdy mogę zagrać czarny charakter, czyli kogoś mało sympatycznego – opowiada. Są takie role, których Marcin Kobierski nie zgodziłbym się zagrać. – Raz odmówiłem, gdy okazało się, że w przedstawieniu wyśmiewany jest Kościół – wspomina pan Marcin. – Innym razem miałem wystąpić nago. To miało być śmieszne, bo to była komedia – dodaje. Stwierdziłem, że po prostu tego nie chcę.
AKTOR TO MOJE POWOŁANIE
Już w szkole podstawowej był pewien, że chce być aktorem. – Miałem siedem lat, gdy trafi łem do dziecięcego teatrzyku Widziadło – wspomina. – Dom kultury był moim drugim domem. Ale początki były trudne. Dostałem pierwszą rolę. Już byłem przygotowany do występu, gdy przed premierą usunięto ją ze scenariusza. A ja miałem dołączyć do tłumu – dodaje. W liceum artystyczno-teatralnym wciąż grywał w Widziadle. – Nasz teatrzyk najpierw był dziecięcy, a później młodzieżowy, prawie studencki – tłumaczy aktor. Szkoła, teatr, ale i Ruch Światło–Życie – tak pan Marcin wspomina swoje szkolne lata. Najpierw należał do Oazy Dzieci Bożych, potem do oazy młodzieżowej. Mieszkał w Krakowie, w parafi i św. Maksymiliana Kolbe. Był w klasie maturalnej, gdy pojawił się pomysł, żeby przygotować spektakl o św. Maksymilianie. Chciał nawet – jak on – zostać franciszkaninem. – Po maturze wstąpiłem więc do nowicjatu. – opowiada Marcin Kobierski. – Po tygodniu stwierdziłem, że moim powołaniem jest jednak aktorstwo. Na egzamin do szkoły teatralnej szedłem już na luzie – śmieje się. – Stwierdziłem, że nie za wszelką cenę muszę być aktorem. Co ma być, będzie. I... zostałem aktorem.
oceń artykuł