nasze media MGN 05/2024

PAP/k

dodane 25.01.2007 17:05

Zmarła Krystyna Feldman

Krystyna Feldman wybitna aktorka teatralna i filmowa, zmarła w wieku 86 lat.

Uznana była za jedną z najbardziej charakterystycznych polskich aktorek. Wielką popularność przyniosła jej rola babki Rozalii w telewizyjnym serialu "Świat według Kiepskich". Sławę na świecie zdobyła dzięki tytułowej roli w filmie "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauzego, za którą została nagrodzona wieloma prestiżowymi nagrodami krajowymi i międzynarodowymi, m.in. na festiwalu w Gdyni i w Karlovych Varach.

Krystyna Feldman urodziła się 1 marca 1920 roku we Lwowie. Jej matka była śpiewaczką operową, ojciec - aktorem. Po ukończeniu studium dramatycznego w 1937 roku debiutowała na scenie Teatru Miejskiego we Lwowie. W czasie okupacji była łączniczką Armii Krajowej. Po wojnie grała w teatrach m.in. Katowic, Łodzi, Szczecina, Opola i Krakowa.(...)

W swoim dorobku miała ponad 60 ról telewizyjnych i filmowych, m.in. w "Lalce" Wojciecha Hasa, "Pianiście" Romana Polańskiego, "Starej Baśni" Jerzego Hoffmanna.

Była jednym z pierwszych "straceńców" na łamach "Małego Gościa" (nr 9/2006):

"Są pewne wartości, za które człowiek zgodziłby się stracić wszystko. Moje pokolenie wypróbowywało już to ileś tam razy. Kiedy w 1939 roku napadnięto nas z obu stron. Jeden wróg oficjalny – Niemcy, drugi, nie daj Panie Boże, „przyjaciel” – Sowieci, którzy nam wepchnęli bagnet w plecy. Wtedy rzeczywiście byliśmy gotowi wszystko poświęcić, by odzyskać niepodległość.

Nie zetknęłam się z tym, żeby mi ktoś rewolwer przystawiał do czoła i groził, albo pluniesz na krzyż, albo kula w łeb. Takich sytuacji ekstremalnych nie miałam, ale przez cały okres PRL-u, a nawet stalinizmu, nigdy nie kryłam się ze swoją wiarą, z tym, że chodzę do kościoła. Do partii też się zapisać nie dałam. Powiedziałam, że musiałabym kogoś oszukać, albo Pana Boga, albo partię. Pana Boga nie chcę oszukiwać, a partię też nieładnie oszukać. Nigdy nie kryłam się z tymi wartościami, które są dla mnie najważniejsze. Materialnie wychodziłam na tym do kitu, ale moralnie czuję się czysta, że nie narobiłam świństwa, że nie zaparłam się w imię przydziału mieszkania czy samochodu. Zauważyłam nawet pewnego rodzaju szacunek w stosunku do swojej osoby. Również szacunek kolegów partyjnych i nie bardzo wierzących.
Są pewne wartości, których się nie sprzedaje. Tak mnie wychowano i tak wierzę. Może to jest droga zachowania spokoju wewnętrznego. Nie opłaci się życia budować na tym, co przemija. Co mi z tego, że będę miała pięć samochodów, cztery dacze i ochroniarzy? To wszystko diabli wezmą. Natomiast moje wartości są niezmienne."


« 1 »