nasze media MGN 10/2024

Agata Ślusarczyk

dodane 09.09.2023 22:06

Nowi błogosławieni z Markowej

W niedzielę 10 września cała rodzina: Józef i Wiktoria i ich siedmioro dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franek, Antoś, Marysia i nienarodzone, zostaną beatyfikowani

Ruszam na Podkarpacie do wsi Markowa, by poznać bliżej tę wyjątkową rodzinę. To pierwszy taki przypadek, kiedy na ołtarze wynoszona jest cała rodzina! Po raz pierwszy też błogosławione będzie nienarodzone dziecko.

 

– Od czasu, gdy ogłoszono, że 10 września odbędzie się beatyfikacja, do Markowej przyjeżdża coraz więcej osób, które, tak jak pani, zaciekawione są jej historią – mówi pracująca w parafii siostra służebniczka. – A śladów obecności rodziny Ulmów w naszej wsi jest naprawdę wiele... Na przykład o tu, w kościele św. Doroty 7 lipca 1935 roku Józef i Wiktoria wzięli ślub – opowiada zakonnica. – A zamieszkali o tam, po drugiej stronie, na skraju wsi. Tu na parafialnym cmentarzu znajduje się ich grób. Poznajcie miejsce, gdzie mieszkali błogosławieni.

 

Grusza dla Stasi 

Domu, w którym mieszkała Wiktoria i Józef, już nie ma. Po wojnie go rozebrano. Dziś ich potomkowie wybudowali tu swój dom. – Wiele osób chce zobaczyć miejsce, gdzie toczyło się życie błogosławionej rodziny – przyznaje pani Maria Elżbieta Szulikowska, autorka wielu publikacji i radiowych audycji o beatyfikowanej rodzinie. – Zrekonstruowany dom Józefa i Wiktorii można zobaczyć w Markowej w Muzeum Polaków Ratujących Żydów w czasie II wojny światowej im. Rodziny Ulmów. Dom miał tylko jedną izbę i strych, ale młodzi małżonkowie włożyli wiele serca i pracy, by jak najlepiej się urządzić – dodaje. – A jak wyglądało ich codzienne życie? – dopytuję. – Pan Józef był wykształconym rolnikiem, bardzo przedsiębiorczym i pomysłowym. W swoich uprawach i hodowlach stosował nowoczesne rozwiązania i chętnie dzielił się nimi z sąsiadami, opowiadał o nich dzieciom i młodzieży. Przy domu założył pierwszą we wsi szkółkę drzew owocowych. Kiedy urodziła się Stasia, jego pierwsza córka, na jej cześć zasadził gruszę.

 

Zdjęcia taty

Pan Józef Ulma znał się też na pszczelarstwie i hodowli jedwabników. Kierował mleczarnią i spółdzielnią zdrowia. Ciągle się dokształcał, prenumerował różne czasopisma. Interesował się nowinkami technicznymi, sam zbudował wiatrak, dzięki czemu rodzina, jako pierwsza we wsi, miała elektryczność.

– A pani Wiktoria? – Gdy ukończył szkołę powszechną [podstawową], dokształcała się na kursach Uniwersytetu Ludowego w Gaci, w pobliskiej miejscowości. Grała też w miejscowym teatrze. Po ślubie obydwoje z Józefem angażowali się w życie parafii – opowiada pani Maria. – Pochodzili przecież z tego samego środowiska. Tu się poznali i pokochali. A kiedy na świat zaczęły przychodzić kolejne dzieci, Wiktoria zajęła się domem. Rodzina szybko się powiększała. Ulmowie planowali nawet, że przeprowadzą się na Wołyń (obecnie część Ukrainy), gdzie kupili ziemię – mówi pani Maria. – Na licznych zdjęciach robionych przez Józefa Ulmę widać, że ich rodzinne życie było pełne radości.  

 

Zwyczajnie wyjątkowi

Fotografie wykonane przez Józefa Ulmę i aparat, który sam złożył, można oglądać w markowskim muzeum. Są tam też jego ule, warsztat i biblioteczka z książkami. – Józef, jako jedyny fotograf we wsi, dokumentował życie Markowian. Uwieczniał rolników przy pracy, różne rodzinne uroczystości czy robił im zdjęcia do dokumentów. Najbardziej jednak lubił fotografować swoją rodzinę. Zachowało się około tysiąca zdjęć, które dziś są świadkami ich życia – opowiada pani Szulikowska.

Na pożółkłych, ale dobrze zachowanych w muzeum fotografiach, widać Wiktorię, która razem z dziećmi wiesza pranie, odrabia z nimi lekcje czy smaruje pajdę chleba. Widać ją też spacerującą albo na kocu przed domem z gromadką pociech. Często razem czytali Biblię, a Józef co wieczór klękał do pacierza i całą rodziną modlili się. – Można powiedzieć, że prowadzili zwyczajne życie. Ale było coś wyjątkowego. Każde z nich starało się kierować w życiu przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Tej postawy uczyli też swoje dzieci – mówi.

 

Tragiczna noc

Podczas wojny, kiedy do drzwi ich domu zapukali prześladowani Żydzi, nie zawahali się pomóc, mimo że za to groziło wywiezienie do obozu, a nawet śmierć. – Pomimo niebezpieczeństwa, Wiktoria i Józef zdecydowali się pomagać – mówi pani Szulikowska. – Józef zorganizował w lesie kryjówkę dla Żydówek. Niestety Niemcy odnaleźli ukrywające się kobiety i rozstrzelali je – opowiada. – Pod koniec 1942 roku na strychu swojego domu zdecydowali się ukryć ośmioro Żydów: Saula Goldmana z czterema synami, Gołdę Grünfeld i Leę Didner z córeczką. Przez ponad półtora roku ukrywali prześladowanych. Sąsiedzi podejrzewali, że Ulmowie pomagają Żydom i namawiali ich, by wygonili ich spod swojego dachu. „Narażacie swoją rodziną i nas” – mówili. Ale Józef nie dał się przekonać. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” – odpowiedział słowami z Pisma Świętego.

Tragedia wydarzyła się w nocy z 23 na 24 marca 1944 roku. Niemieccy żandarmi pod dowództwem Eilerta Diekena otoczyli dom. Najpierw na strychu zastrzelili Żydów, a potem, przed domem całą rodzinę Ulmów. Nie oszczędzili ani dzieci, ani Wiktorii, która pod sercem nosiła siódme dziecko. Dziś biała, blaszana tabliczka przypomina o dramacie, który przed laty tu się rozegrał. W Wielkim Poście do miejsca kaźni w Markowej idzie Droga Krzyżowa.

 

Z Markowej do Watykanu

Przez długi czas we wsi nikt nie mówił o tej zbrodni. Tę tragedię i ból ludzie nosili w sobie. – Dopiero brat mojego męża, Stanisław Niemczak, zaczął spisywać historię i starał się, by Józef i Wiktoria otrzymali medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, który przyznaje się ludziom niosącym pomoc Żydom w czasie II wojny światowej – opowiada Urszula Niemczak, krewna Wiktorii. – Ulmowie otrzymali go w 1995 r., 51 lat po śmierci – dodaje. – Takie były początki ich drogi z Markowej do Watykanu. 17 grudnia 2022 roku papież Franciszek uznał męczeństwo rodziny Ulmów i dał zgodę na ich beatyfikację – opowiada pani Urszula.

Markowianie są dumni ze swoich bohaterów. Jest we wsi pomnik poświęcony męczennikom, a także kilka tablic przypominających o rodzinie Ulmów. Błogosławieni są też patronami uczniów markowskiej szkoły podstawowej. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył Ulmów Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, a Sejm RP postanowił, że dzień ich śmierci jest Narodowym Dniem Pamięci o Polakach Ratujących Żydów.

 

Bohaterów było więcej  

Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej, otwarte w Markowej w 2016 r., przeżywa dziś prawdziwe oblężenie. – Zwiedzający pytają, skąd wzięła się tak heroiczna postawa tej rodziny? – mówi przewodniczka po muzeum, Renata Kunysz, i pokazuje Biblię należącą do Józefa Ulmy, otwartą w miejscu, gdzie znajduje się przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Cały fragment podkreślony jest na czerwono. A na marginesie dopisane ołówkiem słowo: „Tak”. – Możemy wnioskować, że życie zgodnie z przykazaniem miłości Boga i bliźniego było dla Wiktorii i Józefa bardzo ważne – mówi pani przewodnik. – To przykład dla nas, skąd czerpać siłę i odwagę do bezinteresownej miłości drugiego człowieka. Dlatego często mówi się o nich „Samarytanie z Markowej” – dodaje.

Rodzin, które na Podkarpaciu pomagały Żydom, przypłacając za to często własnym życiem, jest w muzeum opisanych i udokumentowanych znacznie więcej. Obok placówki znajduje się Sad Pamięci, a w nim 1500 nazw miejscowości w Polsce, w których także pomagano prześladowanym. – Te rodziny są dla nas, współczesnych, przykładem, zachętą do bezinteresownej pomocy – mówi przewodniczka.  

 

Być dobrym, jak chleb   

Jedną z pierwszych osób, które przybyły na miejsce tragedii była pani Stanisława Kuźniar, krewna Józefa i Wiktorii i mama chrzestna ich synka, Władzia. – Często odwiedzała Ulmów, pomagała Wiktorii w domu i przy dzieciach. „Wiktoria i Józef byli dobrymi i bardzo pracowitymi ludźmi” – mówiła. Bardzo przeżyła śmierć całej rodziny i swojego chrześniaka, którego kochała jak własnego syna – opowiada pani Maria Elżbieta Szulikowska. – Kiedy ciężko zachorowała, prosiła zmarłego Władzia o pomoc. Rodzina jest przekonana, że chrześniak skutecznie wstawił się za nią. Pani Stanisława była najważniejszym świadkiem w procesie beatyfikacyjnym rodziny z Markowej. Zmarła w kwietniu tego roku. Miała 100 lat.

W Markowej wciąż coś przypomina o Ulmach: rodzinne albumy ze zdjęciami wykonanymi przez Józefa Ulmę; sady drzew owocowych, które pomagał sadzić Ulma; budynek spółdzielni zdrowia, w której pracował; rodzinny dom błogosławionej Wiktorii, w którym po ślubie razem z mężem Franciszkiem zamieszkała pani Urszula Niemczak, krewna Wiktorii. – Do dziś mamy piec, który pamięta tamte czasy – opowiada pani Urszula. – Pieczemy w nim chleb i dzielimy się z każdym, kto do nas przychodzi, bo mamy być dla siebie dobrzy jak chleb. Ta nauka płynie właśnie z tego domu. To testament Wiktorii i Józefa – kochać Boga i bliźniego. Często proszę ich o pomoc i wstawiennictwo – przyznaje pani Urszula. – Szczególnie modlę się za małżeństwa w kryzysie, proszę za nienarodzone dzieci, by szczęśliwie przyszły na świat i polecam małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci – mówi. – Cieszę, że 10 września, kiedy zostaną ogłoszonymi błogosławionymi, o rodzinie Ulmów dowie się cały świat. Wiele rodzin potrzebuje ich przykładu i orędownictwa.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..