Jest największe w Afryce. Otaczają je Tanzania, Kenia i Uganda. Świat zna je jako Jezioro Wiktorii. Miejscowi nazywają je po swojemu. Wielka, nieskończona woda.
Tu, szukając źródeł Nilu w 1858 roku, dotarł podróżnik John Speke. To on nazwał je tak na cześć brytyjskiej królowej Wiktorii. Od strony dzisiejszej Tanzanii dotarli do Ugandy pierwsi misjonarze. Wtedy na jeziorze postrach siała flotylla króla Bugandy, który przyjmował na dworze podróżników i misjonarzy. Dziś po wodach Jeziora Wiktorii mkną motorówki, pływają wycieczkowe statki. Jak za dawnych lat spotkać tu można wąskie, drążone w pniu łódki, którymi rybacy wciąż wypływają na połów. My jedziemy na północ Ugandy, do wioski Bongo pii, co w języku miejscowych znaczy „Tutaj nie ma wody”.
Kościół w kształcie chaty
Republika Środkowoafrykańska. W lutym tego roku papież Franciszek pojedzie do krajów Afryki. Odwiedzi targany wojnami Sudan Południowy i Republikę Demokratyczną Konga. Oba kraje sąsiadują z Ugandą, do której Ojciec Święty przyjechał siedem lat temu. Oprócz niej odwiedził też Kenię. To była jego pierwsza podróż na kontynent afrykański. Podczas podróży papież zatrzymał się m.in. w Munyonyo nad Jeziorem Wiktorii, gdzie w 1886 roku król skazał na śmierć 45 chrześcijan. Dziś polscy franciszkanie prowadzą tu sanktuarium Męczenników z Ugandy. Są tu kościół w kształcie ugandyjskiej chaty i grób św. Andrzeja Kagwy, patrona muzyków. Obok powstaje kaplica Bożego Miłosierdzia. – Będzie tam trwała całodobowa adoracja – mówi proboszcz sanktuarium, franciszkanin o. Wojciech Ulman. – To jedyne takie miejsce w Ugandzie. Przybywają tu tysiące ludzi. Franciszkanie opiekują się kilkoma miejscami, gdzie pamięta się o męczennikach z Ugandy. Niedawno, w grudniu, w stolicy Kampali powstała nowa parafia pod wezwaniem św. Poncjana, który zginął w tym miejscu.
Więcej w najnowszym numerze Małego Gościa