– Zdumiewa nas nasze adwentowe zaangażowanie w chodzenie na Roraty. O własnych siłach bankowo nie byłoby to możliwe – przyznają Adam Szewczyk, Magda Anioł i ich dzieci, Łucja i Filip.
Mały Gość: Czy w Waszym domu widać już Adwent? Czy widać, że szykujecie się do drogi?
Łucja i Filip: Kalendarz adwentowy, wieniec, zbyt wczesny w sklepach bożonarodzeniowy amok... Magda Anioł: Ja staram się złapać w tym wszystkim wymiar duchowy, religijny. Jak? Na przykład w kościele. Tam można wyraźnie usłyszeć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi! Adam Szewczyk: A dla mnie najlepszym znakiem zbliżającego się Adwentu i świąt jest to, kiedy piszę piosenkę roratnią! Serio! Tworząc tekst, mam, chcąc nie chcąc, ekspresowe rekolekcje przedadwentowe.
Gdzie ustawicie Wasz rodzinny START adwentowy?
Adam Szewczyk: W dzieciństwie adwentowym startem było zapalenie pierwszej z czterech świeczek na wieńcu. Magda Anioł: Mamy rodzinny zwyczaj adwentowych drobnych postanowień. Takich realnych, do przeskoczenia. W tym roku będzie podobnie. W małą odstawkę idą komórki, słodycze i takie tam mało potrzebne do życia rzeczy. Żeby poczuć, że do czegoś się szykujemy.
Jak wygląda Wasza rodzinna adwentowa droga?
Adam Szewczyk: Naprawdę zdumiewa nas nasze adwentowe zaangażowanie w chodzenie na Roraty. O własnych siłach bankowo nie byłoby to możliwe. Wiadomo, Łucja z Filipem chodzą do szkoły i lubią spać. A tutaj między te dwie rzeczy trzeba jeszcze wmontować trzecią – godzinną Mszę o świcie! W tym roku mieliśmy wyjątkową okazję, by wspólnie pójść do Betlejem – tworzyliśmy roratnią piosenkę o podróży do stajenki wszech czasów i zaśpiewaliśmy razem, jako rodzina SzefcoAniołów. (śmiech)
Skąd macie na to wszystko siłę?
Adam Szewczyk: Dzieci wspominają coś o odpowiedniej dawce snu, o ruchu. Filip trenuje piłkę (wiadomo, że nożną :)), a Łucja krav magę. Dla nich ważne jest, by walczyć. Nie tylko dlatego, że rodzice zrzędzą, przypominają im i sobie. To znaczy, że motywujemy się. No i przede wszystkim modlitwa. Codzienna. Życie we wspólnocie, gdzie nawzajem pomagamy sobie wytrwać.
A jeśli ktoś ma ochotę zrezygnować, marudzi, że już nie daje rady, że już nie ma ochoty iść dalej, to co wtedy?
Łucja i Filip (rozbrajająco szczerze): Nas do wyjścia na Roraty mobilizuje też zbieranie obrazków roratnich i wizja… czekoladowego batonika. Ale najważniejszym wsparciem jest rodzina. Adam Szewczyk: U nas świetnie działa reguła troski wzajemnej. Jak widzimy, że ktoś ma gorszy moment, od razu mobilizuje się rodzinny komitet wsparcia. I zwykle taka mobilizacja kończy się sukcesem. Dla mnie ultraważnym elementem motywującym jest po- czucie odpowiedzialności za rodzinę. Za przekazywanie jej wiary. To pomaga mi trwać, nawet gdy wewnętrznie jestem jednym wielkim marudą. Magda Anioł: Ja z kolei lubię toczyć walkę sama z sobą. Lubię stawiać sobie wyzwania i je realizować. Im są trudniejsze, tym większa jest motywacja. Tak mam. Jestem typem fightera w spódnicy. Choć zwykle chodzę w spodniach. (śmiech)
Po co nam droga adwentowa? Przecież Boże Narodzenie i tak będzie, dzieci nie pójdą do szkoły, rodzice do pracy… Po co mamy się wysilać?
Łucja: Droga jest po to, by przygotować się na metę. I na nią zasłużyć. Filip: Żeby Jezus widział, że jesteśmy godni! Adam Szewczyk: No i super! Dzisiaj najczęściej wycina się trudną drogę, by od razu wskoczyć na szczyt. I zapomina się o tej jasnej jak słońce prawdzie: bez walki nie ma prawdziwej radości ze zwycięstwa. Bo to walka w tym wszystkim jest najważniejsza. To ona definiuje naszą wytrwałość, cierpliwość i siłę. Więc nie rezygnujmy z niej, jeśli chcemy, by nasze zwycięstwo miało ten jedyny, wyjątkowy smak. Smak wigilijnej wieczerzy!