Odeszła niespodziewanie. Po cichu. Miała zaledwie osiem lat. Poruszyła serca ludzi na całym świecie.
Kościół jej nie kanonizował. Nie toczy się jej proces beatyfikacyjny. A jednak obok historii jej życia nie można przejść obojętnie. Nazywała się Lucia Fiocchetti. Nie poznałem jej osobiście. Nie wiem, jaki miała tembr głosu. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Jedynie ukradkiem spoglądałem na zawieszony na ścianie pokoju jej portret. Spotkałem się też z jej mamą. Opowiedziała mi o swojej córce i o tym, co wydarzyło się po jej śmierci.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.