Piątek, 12 stycznia, 2018r.
Hau, Przyjaciele!
Michasia wpadła do nas późnym popołudniem i stanęła w drzwiach promienna, z talerzem pełnym drożdżowych bułeczek. Zapach wywabił Pana z pokoju. „ A czyje to dzieło?” Michasia władowała się do kuchni, położyła z dumą talerz i oświadczyła, że po raz pierwszy, bez pomocy mamy upiekła drożdżówki. Niech się sąsiedzi częstują, bo wiadomo, świeże są najsmaczniejsze. Już jest w kuchni Kuba z Alą, lekko nieprzytomni od maturalnych powtórek, Pani już siedzi i zajada, podobnie jak Pan. Michasia zerka zdumiona na starszą koleżankę. „Coś nie tak, dlaczego nie jesz?” Paulina coś mruczy, bierze pulchną bułeczkę, odłamuje dla mnie kawałeczek, ale sama nie je. „Boli cię coś?”- Pani zerka na nią z niepokojem. Córka śmieje się od ucha do ucha i zapewnia, że ma się dobrze, tylko ma dzień bez odrobiny słodyczy i prosi, by nikt tego nie komentował. Rodzina kiwa głową, ja czekam na kolejny kąsek, Michasia ma zdumioną minę, lecz nie może tego przemyśleć, bo już ją Pani zagaduje na temat przepisu, Paulina chwali sam wygląd i mówi że zaraz rano skosztuje, że sama cos pysznego jutro upiecze i przyjdzie do Michasi. Temat piątkowego postu zostaje zręcznie zagadany, bo o to chodzi, by się tym nie chwalić, nie mieć posępnej miny, by po prostu nad sobą pracować. A ja? Ja nie muszę, jestem w zasadzie doskonała. Cześć Astra