Hau, Przyjaciele!
Czekam niecierpliwie na obchody Dnia Psa. Bo było już szaleństwo Dnia Matki. Kiedy przyjechały babcie i jedna prababcia, to nikt już nie wiedział, kto jest mamą, a kto dzieckiem. Wszystko się mieszało. A tu wczoraj Dzień Dziecka. Przyjechali na ciasteczka wszyscy i znowu śmiech, bo oprócz prababci, to każdy był czyimś dzieckiem i każdy śmiał się, że czeka na życzenia i prezenty, nawet, jeśli już od lat jest dorosły. Podobno zbliża się Dzień Ojca. To ja tym bardziej czekam na oficjalne święto psa. Tylko pojęcia nie mam, jaką zaproponować datę. Bo raz jest ciepło, a potem nagle zimno. Nasz dzień powinien przypaść w umiarkowaną pogodę, bo podstawą świętowania byłby daleki spacer bez smyczy. Po wczorajszym deszczu dzisiaj już mniej chmur nas straszyło. Dlatego pobiegłam za dziewczynami na zbiórkę Dzieci Maryi. Szalałyśmy w ogrodzie, gdzie ksiądz Wojtek przygotował tor przeszkód, wiele konkurencji sportowych, a na koniec mecz piłki nożnej. W przerwie opowiadał o świętych dzieciach. Hm, ja też jestem wzorem do naśladowania- trzy razy dostałam piłką w łeb i nikogo za to nie ugryzłam. Sama nie wiem, skąd we mnie tyle łagodności. Może szykuję się na Euro, bo wtedy będę szczekała po każdym golu do zachrypnięcia? Takie mam postanowienie. Cześć, Astra