Ładny to on nie jest. Ujmując rzecz ściśle, jest po prostu paskudny. Przypomina żabę tuż po bliskim spotkaniu z walcem. Niski, zwykle brudnozielony, z tępo zakończoną maską i wyłupiastymi reflektorami.
W środku – to samo. Siermiężne wskaźniki, brak jakiegokolwiek komfortu. Po prostu dno i metr mułu. Nawet nazywać się porządnie nie może, tylko jakieś skróty niewydarzone, HMMWV, psiakostka.
Trudne słowo
Na początku był Willys. Potem Jeep. Potem długo, długo nic (tu oburzą się miłośnicy LandRoverów). Aż wreszcie pojawił się on. Niewymawialny. HMMWV. Spróbujcie to powiedzieć głośno. Udało się? Tak? To spróbujcie szybciej. Właśnie. Żołnierze amerykańscy też mieli z tym problemy. Dlatego bardzo szybko pojawiła się nazwa potoczna, taka, którą dało się wypowiedzieć. Humvee. Istnieje jeszcze jedna. Hummer. Jak twierdzą dobrze poinformowani – to po prostu nazwa wersji cywilnej pojazdu. Żeby skomplikować do końca, podam jeszcze, że pełna nazwa brzmi High Mobility Multi- purpose Wheeled Vehicle, a często mówi się o nich H1 (to te produkowane do 2002 roku) albo H2 (te po 2002 roku). Istnieją jeszcze nazwy fabryczne, jak na przykład M998A2, ale to już można sobie podarować.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.