nasze media MGN 10/2024

dodane 26.09.2019 11:16

Dziewczę i obraz

Z artystami różnie bywa. Jedni tworzą arcydzieła, inni dzieła, a jeszcze inni tylko tworzą. No, są i tacy, co nawet nie tworzą, ale tych to się poznaje tylko po tym, że czasem ktoś powie o którymś z nich: „No ludzie, co z niego za artysta”.

Roberto Ferruzi nie należy na szczęście do tych ostatnich, bo wtedy nie wiem, co bym tu fałszował. Nie należy też do drugich od końca. Z nim to w ogóle jest ciekawa historia, bo on się mieści zasadniczo wśród trzecich od końca, czyli drugich od przodu, ale znany jest dlatego, że zdarzyło mu się jeden raz wskoczyć na podium, między twórców arcydzieł. Chodzi o obraz „Madonnina”, dzięki któremu wygrał biennale w Wenecji w 1897 roku. To takie święto sztuki, które odbywa się do dziś. No, był to sukces naprawdę niebywały. Prawdopodobnie wielu z was widziało ten obraz Maryi z Dzieciątkiem. To malowidło stało się bardzo popularne, jego reprodukcje i kopie rozeszły się po całym świecie. Wiszą do dziś w wielu domach. Kopie, jak to kopie, nie zawsze oddają jakość oryginału, ale sam oryginał wskazuje na to, że pan Ferruzi był naprawdę dobrym malarzem. Radził sobie z pędzlem i z farbami bardzo sprawnie. Inne jego obrazy też na to wskazują, ale – no, taka dziwna rzecz – nie ma ich za wiele. Jakoś tak pan Ferruzi się nie rozmalowywał, może miał też inne pasje, nie mam pojęcia. Jednym z tych nielicznych obrazów jest ten, który biorę tu na mój fałszerski warsztat. Nazywa się „Dziewczynka”. Cóż, z tytułem to artysta nie zaszalał, ale sam obraz, uważam, jest dużo ciekawszy niż tytuł. Wybrałem go z całej hałdy różnych malowideł przedstawiających modlące się dzieci. A chciałem pokazać obraz o takiej tematyce, bo nabożeństwa różańcowe to dobra okazja, żeby przypomnieć, że modlitwa to najlepsza rzecz, jaka może spotkać człowieka. Miałem jednak z tą hałdą kłopot, bo większość takich obrazków to rzeczy okropne, takie jakieś słodziuchne, że aż mdlące. Pozy wystudiowane, sztuczne, brrr!
No i wreszcie trafiłem na ten. Ufff! – odetchnąłem z ulgą, widząc, że jednak można. Tu mnie nic nie razi. Jest naturalność, prostota w formie, prawda po prostu. Twarz dziewczynki jest normalna, nie żadne tam „oczy w słup, buzia w ciup”. Przyjemnie się patrzy.
Tytułowa dziewczynka, być może córka pana Roberta, modli się ze złożonymi rękami, patrząc na obraz znajdujący się przed nią, a po prawej stronie widza. Być może przedstawia on Maryję z Dzieciątkiem. Wisząca przed nim latarenka wskazuje, że to „święty obraz”, prawdopodobnie centrum domowej pobożności. Kiedyś popularne były takie domowe ołtarzyki, przed którymi rodzina się modliła każdego dnia. Dziś też się podobne „strefy modlitwy” po domach zdarzają, ale rzadko. A szkoda. Mam  jednak nadzieję, że po tym numerze „Małego Gościa” będą spotykane częściej. A jeszcze bardziej mam nadzieję, że ten obraz przypomni wam o najszczęśliwszej chwili dnia, którą może być modlitwa. Jest tylko jeden warunek: trzeba się modlić, bo jak się człowiek nie modli, to mu modlitwa nic nie daje.
No dobra. To może jeszcze parę słów o autorze. Albo nie. Właściwie po co wam to, i tak nie zapamiętacie. A jak wam to potrzebne, to sobie wyguglacie, czyż nie?
A zatem zachęcam do szukania fałszerstw. Tym razem jest ich siedem.