nasze media Mały Gość 04/2024

Franek fałszerz

|

MGN 01/2013

dodane 13.12.2012 07:00

W niebie i na ziemi

W epoce przedkomputerowej wysyłało się na święta kartki z życzeniami pocztą. Całkowicie nieelektroniczną. Do dziś niektórzy ludzie tak robią.

Ja jednak nie robiłem tego prawie nigdy, bo jakoś wysłanie czegokolwiek pocztą było dla mnie niezmiernie trudne. Nie umiałem się zmobilizować. Kiedyś jednak ogarnęły mnie wyrzuty sumienia i wysłałem przyjaciołom kartkę świąteczną… daleko po świętach. Już było nawet po trzech królach, ale że miałem kartkę z trzema królami, idącymi w jakiejś takiej zadymce, napisałem, że oni już z Betlejem wracają.


Jak widać, motyw Trzech Króli nadaje się do wszystkiego. Zwłaszcza do malowania. Na tym obrazie jednak królowie stanowczo nie wracają, bo widać gwiazdę, która ich prowadzi. W dodatku gwieździe towarzyszy jakaś niebiańska wizja, jakby przeniesienie na obłoki tego, co dzieje się w betlejemskiej stajni. Wiele jasnych postaci pochyla się nad miejscem, które wskazuje bijący z nieba promień. Bo też licha stajnia stała się właśnie centrum wszystkich światów. Kieruje się na nią uwaga istot niebiańskich i ziemskich. Przed Narodzonym kłaniają się niebianie i schodzą się do Niego ziemianie. Nie tylko trzej królowie, ale także inni ludzie, być może jeszcze jacyś pasterze-maruderzy.


Wybrałem ten obraz do fałszowania, bo mi się podoba, a myślę, że nie jestem w tym upodobaniu samotny. Trwa tu jakaś cisza, spokój i ciepły, złocisto-zielony klimat.
Nie żebym szukał specjalnie obrazu moich ulubionych prerafaelitów, ale tak się jakoś złożyło, że i ten autor – Elihu Vedder – miał związek z tymi malarzami. I to mimo, że pochodził z Ameryki, a także mimo tego, że jego tata widział go raczej jako dentystę. Bo tata sam był dentystą i świata poza gębami z zębami nie widział. Ale jak to zwykle bywa z dobrymi artystami, jego syn, również Elihu Vedder (spokojnie – jego dziadek nazywał się Aleksander Vedder), wybił się na niepodległość i jednak został malarzem. I chyba dobrze zrobił, bo wszyscy pacjenci starego Elihu już i tak zębów dawno nie potrzebują, a dzieła młodego Elihu wciąż się przydają – choćby po to, żeby się nimi pozachwycać.
Młody Elihu studiował malarstwo najpierw w Ameryce, a potem w Europie – na co, trzeba przyznać, tata wyłożył sporo pieniędzy. Wtedy to spotkał się z prerafaelitami. Spodobał mu się ich sposób malowania – wyrazisty, pełen żywych kolorów i znaczeń. Obraz „Gwiazda Betlejemska” nie jest może najbardziej wieloznacznym z jego obrazów, ale ma niezaprzeczalną zaletę: pasuje do klimatu świątecznego dużo bardziej niż „Kevin sam w domu”, a w dodatku jest o wiele mniej znany. Myślę, że się Wam spodobał.
Dodam jeszcze, że malarz Elihu Vedder ostatecznie osiadł we Włoszech, ożenił się tam i założył rodzinę. A potem umarł, i całe szczęście, bo gdyby tego nie zrobił, miałby dziś 176 lat.


No to, moje smoki betlejemskie, szukajcie fałszerstw, których tym razem jest dziesięć.
Niech i Wam gwiazda betlejemska pokaże drogę.