40 tysięcy kilometrów przygody

Krzysztof Błażyca

|

MGN 02/2010

publikacja 19.01.2010 15:17

Już prawie trzy miesiące rowerowa sztafeta „Afryka Nowaka” zmagaa się z piaskami Sahary. Silne wiatry utrudniają jazdę, słońce pali skórę, a w nocy doskwiera przenikliwy chłód.

40 tysięcy kilometrów przygody Na pustyni panoramy jak na Marsie, Wenus czy Księżycu fot. WWW.AFRYKANOWAKA.PL

Przygoda zaczęła się w 1931 roku, kiedy to poznaniak Kazimierz Nowak wsiadł na rower i pojechał do... Afryki (o wyprawie pisaliśmy w „Małym Gościu” nr 7–8/2008). Siedemdziesiąt osiem lat później grupa pasjonatów postanowiła oddać hołd wciąż mało znanemu niezwykłemu polskiemu podróżnikowi. I tak powstał pomysł sztafety „Afryka Nowaka 2009–2011”. Uczestnicy chcą przemierzyć Afrykę tą samą trasą i tak samo jak Nowak: rowerem, pieszo, czółnem, konno, karawaną. 24 grupy, po 3, 4 osoby każda, zmieniają się co miesiąc. W sumie muszą pokonać ponad 40 tys. km. Na każdym z etapów Polacy zostawiają tabliczki upamiętniające wyczyn Nowaka, któremu samotna podróż przez Afrykę zajęła aż pięć lat.

JAK INDIANA JONES
Pierwsi wyruszyli Piotr Sudoł, Zbigniew Sas i Dominik Szmajda. Wyprawę rozpoczęli – tak jak Nowak – w Trypolisie. Tam, w antykwariacie, zostawili pierwszą tabliczkę poświęconą Kazimierzowi Nowakowi. Właściciel Mohammed Ali z wypiekami na twarzy słuchał opowieści o polskim podróżniku. – Jego relacje z podróży są dla Libijczyków niezwykle cenne, bo to jak historia ich kraju – opowiada Piotr. W Trypolisie Piotr, Zbigniew i Dominik dostali eskortę samochodową i przewodnika. To już nie czasy Nowaka. Teraz nikt nie wypuści samotnych rowerzystów na pustynię. „Jak cztery żółte karawele żeglujemy przez Dżabal Nafusa – masyw górski ciągnący się łukiem aż od Tunezji. Wokół nas niewiarygodna przestrzeń, aż dech zapiera w piersiach. Jakbyśmy wylądowali na Czerwonej Planecie” – notuje Piotr w relacji internetowej. W miejscowości Yafran pośród dzikich ruin poznają tajemnice miasta, wybudowanego przed wiekami przez plemię Berberów. „Można się poczuć jak Indiana Jones – pisze dalej Piotr. – Znajdujemy pordzewiały rowerek dziecięcy z dwoma kierownicami (?!) i wydmuszkę po lampce rowerowej”.

WYGRAĆ Z PUSTYNIĄ
Po kilkunastu dniach podróży zdobywają miasto Gadamesz, zwane Bramą Sahary. Tam, w schronisku młodzieżowym, zostawiają drugą tabliczkę. Mieszkańcom pokazują zdjęcia miasta wykonane przez Nowaka – są zachwyceni. To przecież jedyne takie zdjęcia miasta z tamtego okresu. Z Gadameszu kolarze ruszają do Ghat. Mają przed sobą ponad 100 km przez pustynię. Mieszkańcy Sahary, Tuaregowie – dawni dumni rycerze pustyni – twierdzą, że nikt wcześniej nie przejechał tego odcinka na rowerze. Dopiero od Polaków dowiadują się, że prawie osiemdziesiąt lat temu dokonał tego Kazimierz Nowak z Polski. Teraz kolej na Piotra, Zbigniewa i Dominika. – Na pustynię wzięliśmy osiem girb na wodę, każda po 10 litrów. Uzupełnialiśmy je przy studniach, które napotykaliśmy co dwa, trzy dni – mówi Piotr. Docierali do tych samych studni, z których czerpał spragniony Nowak. Ale nie żar i pragnienie okazały się najbardziej przykre. We znaki dał się im wiatr, zwłaszcza na okrutnej hamadzie, czyli kamienistej pustyni na wysokości 500–600 m n.p.m. „Na tej otwartej przestrzeni nieustannie przetaczają się niczym nie zatrzymywane masy powietrza pędzone przez wiatr z zawrotną prędkością. Szaleją sztormy i huragany” – notuje Piotr. Na pustyni noce są chłodne – zaledwie 2, 3 stopnie. – Dzień kończy się ok. osiemnastej i słońce dosłownie spada za horyzont. Od razu robi się ciemno i zimno – wspomina Piotr.

POCZĄTEK DRUGIEGO ETAPU
Piotr, Zbigniew i Dominik wygrali z pustynią. Razem przejechali 1520 km. Z Ghat wrócili do Trypolisu, gdzie czekali na nich zmiennicy – uczestnicy drugiego etapu afrykańskiej sztafety. Pokierował nim Dominik. Postanowił jeszcze miesiąc spędzić na Saharze. Po trzech tygodniach pedałowania rowerzyści spotkali człowieka, który osobiście poznał Kazimierza Nowaka. 84-letni Salah Ali Badran był chłopcem, gdy Nowak wyczerpany, zupełnie sam, bez wielbłądów dotarł do jego wioski prosto z pustyni. Ale to już inna historia...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.