Dostojny gigant

Jarosław Dudała

|

MGN 05/2009

publikacja 07.04.2009 14:30

Hercules to największy samolot polskiego lotnictwa wojskowego. Pierwsza z pięciu maszyn, jakie mają otrzymać nasze Siły Powietrzne, przyleciała do Polski ze Stanów Zjednoczonych.

Dostojny gigant Największy polski transportowiec Hercules fot. HENRYK PRZONDZIONO

Lotnisko Powidz koło Poznania, 24 marca, godz. 12.15. Paskudnie wieje i pada śnieg. Mimo to lufy ponad stu obiektywów wycelowane są w niebo. Nagle zza nisko wiszących chmur wyłania się ciemnoszara sylwetka czterosilnikowego transportowca – pierwszego polskiego Herculesa.

Ciężarowy Pinokio
Na ogonie transportowca widać jeszcze amerykańską flagę, bo to używany, prawie 40-letni samolot Sił Powietrznych USA. Ale za sterami siedzi już polski pilot podpułkownik Mieczysław Gaudyn. To on będzie dowodził eskadrą polskich Herculesów. – Ten samolot pięknie lata, jest dostojny, ale bardzo manewrowy – powie nam za chwilę pułkownik, który na razie jeszcze kręci Herculesem kółka nad powidzkim lotniskiem. Słychać huk. Ale to nie Hercules. To F-16, który eskortował transportowca do Powidza, a potem – bez lądowania – odleciał do swej bazy, zapewne w pobliskich Krzesinach. Jeszcze tylko oficjalne przemówienia, poświęcenie samolotu, defi lada i już możemy podziwiać najnowszy nabytek naszego lotnictwa wojskowego. Hercules stoi obok dwóch innych transportowców, używanych przez polską armię: małej Bryzy rodem z Mielca i hiszpańskiej CASy C-295. Dzięki temu łatwo je porównać. Hercules jest zdecydowanie największy (prawie 30 metrów długości i ponad 40 metrów rozpiętości skrzydeł). Wygląda jak pękata ciężarówka z nosem długim prawie jak u Pinokia. Ma cztery silniki, podczas gdy Bryza i CASA to maszyny dwusilnikowe.

Stary, ale ...
Wchodzimy do środka przez drzwi z przodu kadłuba. W ładowni widać zapasowy silnik i śmigło. Po bokach, pod ścianami siedziska. Trudno je nazywać fotelami. Wyglądają jak krzesełka z płóciennych pasków rozpiętych na stalowych rurkach. Po żółtej drabince wchodzimy do kabiny pilotów. Na tylnej ścianie zamontowano... dwie kanapy, jedna nad drugą. Przypominają trochę siedziska w kolejowych kuszetkach. Z przodu trzy fotele. Lewy i prawy zajmują piloci, środkowy – lekko cofnięty i umieszczony wyżej – przeznaczony jest dla technika pokładowego. Kokpit jest tradycyjny, z zegarowymi przyrządami. Nie ma tu szklanego kokpitu, czyli dużych ciekłokrystalicznych wyświetlaczy urządzeń cyfrowych, jakie mają już zamontowane nasze polskie CASy, które są konstrukcjami nowocześniejszymi od Herculesa. Tak, tak, Lockheed C-130 Hercules to maszyna zaprojektowana ponad pół wieku temu! – Jej pierwszy lot odbył się w 1955 r. – potwierdza Michael Wilson, amerykański mechanik, który wraz z kolegami z fi rmy L3 jeszcze przynajmniej rok będzie szkolił polskich kolegów w prowadzeniu naziemnej obsługi Herculesów.

Loadmaster
Samolot, który jako pierwszy z pięciu Herculesów Amerykanie gruntownie wyremontowali i podarowali polskiemu lotnictwu, ma 39 lat. Po kapitalnym remoncie powinien jeszcze służyć 20 lat. Przyda się bardzo. Choć nie tak nowoczesny jak CASA-295, jest szybszy (maksymalnie 610 km/ godz.) i ma większy zasięg. Jako jedyny polski transportowiec potrafi bez międzylądowania dolecieć z Polski do Afganistanu. Może też zabrać dwa razy więcej ładunku niż CASA (prawie 20 ton), w tym np. 2 samochody humvee albo 92 żołnierzy z wyposażeniem. Dawniej Herculesy wyposażano w sprzęt ratowniczy, którym za pomocą liny zakończonej balonem z helem można było podnieść w locie rozbitka stojącego na ziemi. Zaglądamy Herculesowi pod ogon. Tim Blair, amerykański żołnierz, opuścił właśnie rampę, służącą do załadunku i rozładunku maszyny. Na co dzień Tim służy w słynnej bazie lotniczej Edwards w Kalifornii, gdzie lądują nawet promy kosmiczne. Jest loadmasterem, czyli odpowiedzialnym za sprawny i bezpieczny załadunek i rozładunek Herculesów. – Ile trwa zapakowanie takiej maszyny? – pytam. – To zależy od ładunku, ale to się da zrobić w jakieś 10 minut – odpowiada Tim. – Tylko?! – Jest to możliwe dzięki specjalnym paletom, czyli jeżdżącym po podłodze samolotu platformom na rolkach – tłumaczy Tim.

70 ton na łupince
Żołnierze cenią Herculesy za to, że potrafi ą szybko i sprawnie dowieźć to, czego potrzebują. A do tego nie boją się startować i lądować na nieutwardzonym podłożu. Na przykład na lotniskach trawiastych. Wystarczy krótki pas startowy. A byli już i tacy, którzy tym 70-tonowym samolotem lądowali na... lotniskowcach, i to bez pomocy lin hamujących! Takie praktyki zostały potem zakazane, bo amerykańscy dowódcy uznali, że to zbyt niebezpieczne. W każdym razie Hercules to z pewnością największy samolot, jaki kiedykolwiek wylądował na lotniskowcu. Polscy piloci i technicy przeszli w amerykańskim Nashville ten sam kurs, który przechodzą Amerykanie. Zdawali te same egzaminy. Różnica polegała tylko na tym, że Polacy ukończyli szkolenie w osiem miesięcy, a Amerykanom zajmuje ono dwa lata. – To dlatego, że pracowaliśmy już z innymi maszynami – tłumaczy ppłk Gaudyn.

Dziewczyny też mogą latać
Polskim loadmasterem jest starszy chorąży, Marcin Kostrzewa. W USA szkolił się 14 miesięcy (6 miesięcy uczył się angielskiego). Teraz też rzadko bywa w domu, bo 4 dni w tygodniu służy w Powidzu pod Poznaniem, a trzy dni spędza z rodziną w Krakowie. Żona Irena oraz córki Daria i Ala na odbiór Herculesa przyleciały z Krakowa wojskową CASą. Czy dziewczyny chciałyby iść w ślady taty? – Ja źle się czuję, gdy samolot startuje i ląduje – broni się Ala. – Serce mi podchodzi do gardła. A tata na pytanie, czy pozwoliłby córkom latać, odpowiada: „Nie powiedziałbym nie!”. Na czym mogłyby latać dziewczęta? Może na Boeingu C-17 Globemaster III? To dopiero kolos. Potrafi  połknąć nawet czołg. W pełni załadowany waży 265 ton! Polska wkrótce będzie mogła korzystać z dwóch takich samolotów, które zakupi do spółki z 11 innymi państwami

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.