Nie widzę. To nic szczególnego

Weronika Gurdek

|

MGN 05/2009

publikacja 07.04.2009 14:26

Ludzie pytają go czasem, czy chciałby widzieć. - Nie, dziękuję - odpowiada krótko.

Nie widzę. To nic szczególnego Sam nauczyłem się grać na bandurze – mówi Łukasz. Na zdjęciu z córeczką Rozalką fot. HENRYK PRZONDZIONO

Łukasz Żelechowski jest niewidomy. Razem z ósemką niepełnosprawnych zdobył najwyższy szczyt Afryki – Kilimandżaro (5895 m n.p.m.). – Podobno z góry, zwłaszcza o wschodzie słońca, jest piękny widok – wspomina. – Nie wiem, ja słyszałem tylko skrzypienie lodowca, ale byłem szczęśliwy, że dałem radę – opowiada o zeszłorocznej wyprawie i powoli szykuje się do kolejnej. Jeszcze w tym roku chce stanąć na najwyższym szczycie Kaukazu w Rosji, na górze Elbrus (5642 m n.p.m.), zwanej „górą światła”.

Ukraiński przy okazji
Zainteresowaniami i umiejętnościami Łukasza można by obdzielić kilka osób. Wprost nie mieści się w głowie, że jest niewidomy. Łukasz jest informatykiem, uczy w szkole i prowadzi warsztaty komputerowe. Cztery razy zdobył mistrzostwo Polski w szybkiej telegrafi i. Potrafi  odebrać 300 znaków na minutę! Ale przede wszystkim jest mężem Joasi i tatą dwuletniej Rozalki. – Już nie mogę się doczekać, gdy razem wybierzemy się w góry – zamyśla się Łukasz. To jego kolejna wielka pasja. Poza tym kocha muzykę góralską, folklor i ludowe instrumenty. – Nauczyłem się nawet grać na bandurze – mówi. – Bandura to tradycyjny, strunowy instrument ukraiński – tłumaczy. – Usłyszałem kiedyś zespół ze Lwowa, w którym grali niewidomi muzycy. Zachwyciłem się brzmieniem bandury i zacząłem grać. A przy okazji nauczyłem się też ukraińskiego. Ze słuchu.

Góry jak nauczyciel
Łukasz najbardziej lubi chodzić po Bieszczadach. – Pierwszy raz pojechałem tam ze starszą siostrą – opowiada. – Każde miejsce ma tam inny zapach. W rejonie Komańczy na przykład pachnie jodłowo-sosnowy las, w Wołosatym podmokłe łąki, a na Łopienniku zioła. We wsi Caryńskie jest takie miejsce, gdzie echo odbija się od gór siedmiokrotnie! Wiem, bo sprawdziłem – mówi Łukasz. Po Bieszczadach jeździł też tandemem. – Bywało, że dziennie razem z tatą przejeżdżaliśmy nawet 100 km – dodaje. Od kilku lat Łukasz po górach chodzi z żoną. – Razem odkryliśmy Tatry. Na Świnicę wszedłem dzięki Joasi – wspomina. – Ona była moimi „oczami”. Mówiła, gdzie postawić nogę. W górach zrozumiałem, co znaczy zaufać drugiej osobie.

Z festiwalu na Kilimandżaro
W 2006 roku na „Festiwalu Zaczarowanej Piosenki” Łukasz zaśpiewał piosenkę „Czerwone pas, za pasem broń”. W finale dołączyła do niego Justyna Steczkowska. – Przećwiczyliśmy utwór może dwa razy, wyszliśmy na scenę i wszystko się udało – uśmiecha się. – Potem zagrałem jeszcze na bandurze, zaśpiewałem i... wygrałem. Po festiwalu Anna Dymna, znana aktorka i jednocześnie szefowa fundacji „Mimo wszystko”, zaproponowała Łukaszowi udział w wyprawie na Kilimandżaro. – Zgodziłem się od razu – opowiada. – Niektórzy mówią, że to „łatwa” góra. Rzeczywiście, na początku szliśmy jak po beskidzkim lesie, tyle, że z drzew zwisały liany. Później droga przypominała szlak z Kasprowego na Giewont: kamienie i skalne stopnie. Na wysokości 4000 metrów zaczęła się... autostrada! Równa, szeroka droga. Jedynym problemem była wysokość. Od 3000 m większość cierpiała na chorobę wysokościową. Każde słowo, oddech był ogromnym wysiłkiem. Do tego na ostatnim etapie nogi grzęzły w popiele wulkanicznym, a przed samym szczytem trzeba było jeszcze pokonać potężne gruzowisko. – Ta góra wcale nie jest taka prosta – stwierdza Łukasz.

Tata da radę
W drodze na szczyt oczami Łukasza był Jacek Grzędzielski, maratończyk, i Piotrek Pogon. – Trzymali kij ki na jednym końcu, ja na drugim. Opracowaliśmy taki system znaków. Kijek w górę, noga w górę, kijek w dół, noga w dół itd. Podczas takiego marszu potrafiłem nawet zasnąć! – śmieje się Łukasz. – Na samej górze czułem się świetnie. Cisza, zero wiatru i minus 10ºC. Dopiero po powrocie do bazy dotarło do mnie, że wszedłem na „Kili”. Płakałem jak bóbr. Ze szczęścia... – Ludzie pytają czasem, czy chciałbym widzieć. Odpowiadam krótko – nie, dziękuję. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie – przyznaje Łukasz. – Ale gdybym nagle zaczął widzieć, chyba bym zwariował. Poważnie. – To, że nie widzę, nie jest dla mnie niczym szczególnym – dodaje. Łukasz przygotowuje się teraz do kolejnej wyprawy. – Przed wyjazdem do Afryki Rozalka przytuliła się do mnie i powiedziała: „Tata da radę” – mówi cicho Łukasz. – Może tym razem też się uda?...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.