Poszli w ciemno

Notował Adam Śliwa

|

MGN 12/2012

publikacja 15.11.2012 07:00

Pod koniec października 26 policjantów i strażaków odznaczono Krzyżami Zasługi za Dzielność. Kilku z nich zapytaliśmy o sytuacje, w których nie myśląc o swoim bezpieczeństwie, poszli w ciemno ratując życie innym

Poszli w ciemno   Archiwum własne Grzegorz Chiloński
Policjant z Ustki

Dostaliśmy informację, że w okolicy molo ktoś chce popełnić samobójstwo. Poszedłem tam z Marcinem Jachowiczem. Z daleka już zobaczyliśmy mężczyznę, który chciał wskoczyć do morza. Szybko pobiegliśmy, zeszliśmy na dolny pomost, żeby chwycić tego człowieka. Pogoda był sztormowa. Fale wciąż nas zalewały. W końcu złapaliśmy tego mężczyznę, ale z powodu mokrego ubrania był dwa razy cięższy i wciągał nas do wody. Do tego wiał silny wiatr.
Jednak w takich sytuacjach w ogóle nie myśli się o strachu. W końcu udało się wyciągnąć go na brzeg. Dopiero wtedy przychodzą myśli o niebezpieczeństwie.
 

 

 

Poszli w ciemno   Archiwum własne Tomasz Kiszczak
Strażak z Oświęcimia

Rano dostaliśmy wezwanie do pożaru mieszkania. Ogień wychodził już przez okna. Okazało się jednak, że wyżej, na poddaszu jest jeszcze jedno mieszkanie. Dym i temperatura z palącego się niżej mieszkania przenosiły się na górę. A w środku była czteroosobowa rodzina, w tym dwoje dzieci. Gdy udało nam się w końcu dotrzeć na poddasze, rodzice i dzieci zaczynali już tracić przytomność. Przemek Jelonek został żeby ich pilnować, a ja pobiegłem po drabinę. Zdjąłem z siebie ubranie ochronne i podszedłem po dachu do okien. Było to trochę wbrew zasadom, bo żeby móc ratować innych, musimy chronić siebie. Uznałem jednak, że bez sprzętu szybciej dotrę do tej rodziny. Przemek w tym czasie też zdjął swoją maskę i dał chłopcu, żeby chwilę pooddychał. Zrobiłem z siebie taki pomost, i po moich plecach ci ludzie przeszli na drabinę. A na dole odbierali ich już strażacy.
 

 

Poszli w ciemno   Archiwum własne Katarzyna Kwietniewska
Policjantka z Gołdapi

Tego dnia kończyłam służbę o 22.00. Wróciłam do domu i poszłam spać. Około pierwszej w nocy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Przerażona sąsiadka krzyczała, że pali się jedno z mieszkań. Pobiegłam tam. Spod drzwi wydobywał się czarny dym. Ze środka słychać było charczenie sąsiada, ale na moje wołanie nikt nie odpowiadał. Kilka uderzeń i drzwi ustąpiły. Próbowałam przejść przez zadymione mieszkanie, ale musiałam się wycofać, bo zaczynały mnie boleć płuca.
Wzięłam z mojej łazienki mokry ręcznik, owinęłam nos i usta i w końcu udało mi się dotrzeć do sąsiada. Był nieprzytomny. Wyniosłam go na zewnątrz. Po chwili przyjechała karetka. Na szczęście nic mu się nie stało.
 

 

Poszli w ciemno   Henryk Przondziono/GN Tomasz Sołtysiak
Policjant z Katowic

Miałem służbę jako dzielnicowy na osiedlu Tysiąclecia. Nagle zobaczyłem kłęby czarnego dymu wydobywające się z mieszkania na czwartym piętrze. Wezwałem wsparcie i pobiegłem do tego bloku. Wyważyłem drzwi, ale musiałem się cofnąć. Mieszkanie było całkowicie zadymione. Zacząłem więc ewakuować ludzi z sąsiednich mieszkań. Gdy przyjechało dwóch policjantów Dariusz Stefański i Tomasz Bochaczyk, na korytarzu był już taki dym, że musieliśmy chodzić na kolanach. Nagle z górnego piętra ktoś zaczął wołać o pomoc. Okazało się, że to starsze małżeństwo, którzy nie potrafili sami zejść. Wynieśliśmy ich na rękach, dusząc się w kłębach dymu. Ale na szczęście słychać już było syreny straży pożarnej. To dodawało mi sił. Kilka dni ci starsi państwo przyszli na posterunek podziękować za uratowanie życia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.