Schumi na mecie

Piotr Sacha

|

MGN 12/2012

publikacja 15.01.2013 11:51

Schumi na mecie East News/(AP Photo/Mark Baker

25 listopada Michael „Schumi” Schumacher ostatni raz wyjedzie na tor Formuły 1. Kończy karierę. 43-letni Schumi jest absolutnym rekordzistą. To po prostu kierowca wszechczasów. Oto dowody, czarno na białym: 91 razy zwyciężał w F1, 69 razy zdobywał pole position (czyli najlepszą pozycję startową), 154 razy stawał na podium, 7 razy był mistrzem świata. I to nie koniec wyliczanki rekordów, które długo jeszcze będą nie do pobicia.

Pamiętam jego pierwsze starty. Był 1991 rok, gdy młodziutki Niemiec stanął w szranki z takimi gwiazdami kierownicy jak Ayrton Senna czy Alain Prost. Choć początkowo nie wygrywał, zwracał już na siebie uwagę. Jego talent wkrótce eksplodował. Jeździł, jakby czuł bolida. Trochę tak jak czuje się własne ciało.   

Schumacher już raz kończył karierę. Po trzech latach wrócił jednak do ścigania, tylko przesiadł się z Ferrari do Mercedesa. Teraz podobno odchodzi na dobre. Tym bardziej, że ostatnio nie szło mu już tak dobrze jak dawniej.

Tak jak koszykarze chylą czoło przed Michaelem Jordanem, tak kierowcy ściągają przed Michaelem Schumacherem kaski z głów. Zresztą historie tych dwóch Michałów wiele łączy. I Michael-koszykarz, i Michael-kierowca są nie do podrobienia i nie do pobicia. Jordan też kończył dwa razy karierę. I też jego nowa drużyna nie zbliżyła się nawet do podium. Przykładów na nieudane sportowe powroty jest więcej.

Okazuje się więc, że wielką sztuką jest zwyciężać, ale jeszcze większą odejść jako zwycięzca.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.