Hau, Przyjaciele!
Już zapomniałem, że były kiedyś jakieś wakacje. Zresztą, Paulina i Kuba żyją tylko szkołą. A ja? Stanę się chyba ospałym psem, wciąż zakopanym w szmatkach swojej wiklinowej budki. Dzisiaj o mało nie wpadłem w depresję, gdyż Pani pociągała nosem i węszyła wołając, że czuje coś gnijącego w kuchni. Przylgnąłem do mojego kocyka i drżałem pełen słusznych obaw. Nagle Pani przykucnęła, ujrzałem jej twarz tuż przy wejściu do mego "domku". "Tobi, wyłaź, wytrzepię twój kocyk"- usłyszałem złowieszcze słowa. Próbowałem stac się ciężki, nie do ruszenia, ale Pani to bardzo uparta i władcza osoba. Znalazła wszystkie moje skarby, które miały mi osłodzic chwile samotności- kilka starych skórek z kiełbasy, kawałek gnijącego mięsa, dwa cukierki, plaster starego sera. No i co? Mam leżec w sterylnie czystej budce i czekac, aż ktoś wróci ze szkoły lub z pracy? Na szczęście Kuba zaspał i zostawił pościel oraz piżamę. Dlatego dzisiejsze oczekiwanie należało do udanych. A gdy się dowiedziałem, że przed nami dwa wolne dni, to humor mi się polepszył. Nawet się łaskawie zgodzę, by rodzina poszła do kościoła na mszę pierwszopiątkową. Cześc. Tobi.
...Dziękuję za wszystko w imieniu też innych" w: Obuchem w głowę czyli nasze spotkanie z Matką Teresą