wtorek, 23 października, 2007r.

Hau, Przyjaciele!
"Tobi, chcesz wyjść?"- Pan schylił się rankiem do budki. Prawie udało mi się go niespodziewanie polizać po twarzy, ale cofnął sie w porę. Mocny ból w kręgosłupie ostudził mój zapał. Ukryłem się w kuchni pod stołem. " Tobi, jsteś chory?"- zapytała niespokojnie Pani i przyjrzała mi się uważnie. Skąd mam to wiedzieć? Czuję tylko, że nie potrafię zejść po schodach, panicznie się tego zacząłem bać. Oj, schować się pod koc i nigdzie nie wychodzić. Gdy wszyscy wyszli, nie przywołałem skomleniem sąsiadki. Sama przyszła. "Co z ciebie dzisiaj za samotnik? Robię galaretę, będzie mnóstwo kostek do obgryzania."- kusiła. Ból minął na widok mięsa. Udało mi się nawet ukraść kilka kąsków z miski Funi. Potem przegoniłem ją trochę po mieszkaniu, a po różańcu zamiatałem z Pauliną i Jadzią ostatnie już liście. No i już sam nie wiem, czy jestem chory, czy nie. Cześć. Tobi.