Łukasz Golec *Magdalena Stużyńska * Włodzimierz Matuszak
Łukasz Golec
muzyk
fot. PAT
Łukasz Golec
muzyk
Na roraty wstawaliśmy bardzo wcześnie. Przeważnie wtedy był już u nas śnieg. Do kościoła szliśmy z lampionami na szóstą rano. Mimo że byliśmy z bratem ministrantami, lampiony i tak mieliśmy.
Robiliśmy je przy pomocy taty. W środku była świeczka. Ścianki lampionu były zrobione z niepalnego plastiku. Szybki malowaliśmy farbami wodnymi. To była ciekawa sprawa.
Dostawaliśmy karteczki, takie składanki. Trzeba je było przykleić na papier albo na tekturę i każdego roku wychodził jakiś inny obrazek, najczęściej z szopką.
Potem przynosiliśmy składanki i tym, którzy mieli komplet, ksiądz dawał jakiś prezent, przeważnie słodycze. Czy ja dostałem? No, jasne!
Magdalena Stużyńska
aktorka
fot. PAT
Magdalena Stużyńska
aktorka
Pamiętam przede wszystkim taki niesamowity nastrój adwentowy. Nasza siostra katechetka, urszulanka, dawała nam czarno-białe obrazki na każdy dzień Adwentu.
Mogliśmy je pokolorować tylko wtedy, gdy danego dnia zrobiliśmy coś dobrego. Roraty były u nas rano i nie miałam żadnego problemu ze wstawaniem. Gorzej było z moją siostrą.
To było dla mnie takie niezwykłe, chyba szczególnie dlatego, że było wtedy ciemno. Niestety, rano mogłam chodzić tylko wtedy, gdy miałam szkołę na drugą zmianę, ale zdecydowanie wolałam chodzić rano.
Pamiętam też, że robiliśmy koperty w kształcie serduszek i przynosiliśmy w nich na roraty nasze postanowienia. Składaliśmy je potem w dużym koszu przed ołtarzem.
Najczęściej postanawiałam, że nie będę się kłócić z siostrą i że będę się dużo uczyć. Nie mieliśmy lampionów. Na roraty chodziliśmy ze świecą. Pamiętam nawet, że wycinaliśmy okrągłą „koszulkę” na świecę, żeby wosk nie kapał w kościele. Tak, na pewno chodziliśmy ze świeczką!
Włodzimierz Matuszak
aktor
fot. PAT
Włodzimierz Matuszak
aktor
Dzieciństwo moje było już dość dawno. W moich wspomnieniach pobyty w kościele o tak niezwykłej porze, we wczesnoporannych godzinach, były dla mnie, dziecka, jakieś tajemnicze, niezwykłe.
Chłonąłem kolory, światła, migotanie świec. Nie pamiętam lampionów. Tego chyba u nas nie było. Natomiast pamiętam drogę. Zima, ciemne ulice i wejście do kościoła z charakterystycznym zapachem świec.
Coś w rodzaju misterium, jakiejś tajemnicy, którą jako dziecko na pewno przeżywałem, skoro to przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o roratach.