Ojciec Salij pisząc, że w niebie nie będziemy sobie równi nie precyzuje jednej niezwykle istotnej rzeczy, a mianowicie przyczyny owych nierówności.
Jeśli miałaby ona tkwić w tym, w czym tkwi teraz, a więc w dysproporcjach pomiędzy naszymi doczesnymi zajęciami, to najprawdopodobniej wspomniane różnice po prostu by zniknęły. Któż bowiem szanowałby w sposób szczególny prawnika za to, że jest prawnikiem w rzeczywistości, w której nikt już by się nie procesował? Albo lekarza jedynie z tytułu bycia lekarzem w świecie wolnym od chorób i śmierci?
O wiele bardziej chodzi tu według mnie o to, ile każdy z nas posiada miłości-do Boga i ludzi. A do tego nie potrzeba intratnych posad, czy stopni naukowych. Jest ona osiągalna dla każdego. A jeśli ktoś zgromadzi jej zbyt mało to tylko dlatego, że sam za słabo próbował.