publikacja 27.03.2012 23:55
Słyszałeś o Arystotelesie? A o Platonie? Sokratesie? Gdyby nie pewien zakonnik z Italii, może nawet byś o nich nie wiedział. Gdyby nie on i jego uczniowie, byłbyś barbarzyńcą.
Wychudzony starzec z siwą brodą stał przed ołtarzem. Stał tylko dlatego, że podtrzymywali go dwaj zakonnicy. „Boże, mój Boże, szukam Ciebie i pragnie Ciebie moja dusza” - niosło się w półmroku klasztornej kaplicy. Ubrani w ciemne habity mnisi, jak co dnia, chwalili Boga psalmami. Ale dzisiaj ich śpiew nie był tak równy jak zwykle, bo gardło każdego z nich ściskało wzruszenie. Załzawionymi oczami wpatrywali się w swojego opata, który chciał stanąć przed Bogiem jak wojownik. Umierał od tygodnia, słabnąc z każdym dniem. Pożegnał się z braćmi, każdego pobłogosławił, wydał ostatnie zarządzenia. Teraz, po komunii, choć śmierć zaczynała odbierać mu władzę w ciele, wciąż śpiewał. A właściwie nie śpiewał, tylko szeptał słowa psalmów, wydobywając je z piersi z każdym zamierającym oddechem. Po kilku minutach jego wyciągnięte ręce powoli opadły wzdłuż ciała, a głowa pochyliła się bezwładnie ku ziemi. Benedykt, założyciel potężnego zakonu, jeden z największych świętych, umarł stojąc.
TRUCIZNA NA ŚWIĘTEGO
Był 27 marca 547 roku, kiedy dusza Benedykta z klasztoru na Monte Cassino uleciała do nieba. „Zwycięstwo pochłonęło śmierć” - śpiewali zapłakani mnisi, składając do grobu ciało swojego mistrza. Zanim nadeszło to ostateczne zwycięstwo, Benedykt zwyciężał wiele razy w ciągu życia. W młodości miał zostać prawnikiem, kiedy jednak spotkał pustelnika Romana, poczuł, że są rzeczy cenniejsze niż kariera i pieniądze. Zostawił wszystko, opuścił Rzym i zamieszkał w grocie koło Subiaco, żeby w odosobnieniu się modlić i pokutować. Jadł znalezione w lesie zioła, jagody i to, co przynieśli mu okoliczni pasterze kóz. Nachodziły go tam potężne pokusy. Szczególnie jedna dała mu się we znaki – żądza ciała. Opędzał się od nieczystych myśli jak tylko mógł, modlił się, pościł, ale nic nie pomagało. W pewnym momencie wydało mu się, że nie wytrzyma, zostawi swoją pustelnię i pobiegnie szukać kobiety, która by chciała z nim zgrzeszyć. Nagle zerwał się, zrzucił ubranie i całym ciałem padł na rosnący przed grotą krzak cierniowy. Przeszył go ból tak silny, że omdlał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.