Bez medalika jestem jak bez kamizelki kuloodpornej mówi ojciec Stanisław Jarosz, paulin, proboszcz z Włodawy
Mały Gość: – Ojciec ma Cudowny Medalik?
Ojciec Stanisław Jarosz: – Gdy byłem dzieckiem, mama wiązała mi zawsze medalik na nitce albo na dratwie, bo nie było nas stać na łańcuszek srebrny czy jakiś inny. Mama zawsze tego pilnowała. Ja nie zawsze pamiętałem, jaki to był, ale najczęściej był to medalik z Niepokalanym Poczęciem, ten od św. Katarzyny Laboure.
Jakie znaczenie miał wtedy dla Ojca ten medalik?
– W czasach, gdy nie było jeszcze telewizji, nawet radia nie mieliśmy, często wieczorami na wsi ludzie schodzili się na tak zwane posiady. Zwykle wtedy kobiety coś robiły, albo pióra gęsie darły na pierzyny, albo jakąś inną robotę miały w rękach a przy okazji opowiadały różne historie z przeszłości, z wojen, o duszach, o strachach. Takiemu małemu, to aż się oczy świeciły, ale potem gdzieś iść wieczorem, to był strach. I wtedy mama zwykle mówiła: „Czego się boisz, przecież masz medalik, nic ci się nie stanie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.