Fałszywe potępienie; Vienne; kwieceiń 1312

Fałszywe potępienie; Vienne; kwieceiń 1312

Franciszek Kucharczak

publikacja 07.08.2007 12:55

„Nie bez goryczy i smutku serca, na mocy apostolskiego rozporządzenia znosimy Zakon Rycerzy Świątyni, jego konstytucję, habit i nazwę” – rozlegał się uroczysty głos pod sklepieniem sali soborowej we francuskim Vienne. Był 3 kwietnia 1312 roku. Tego dnia skończyło się istnienie rycerskiego zakonu templariuszy.

Od czasu, gdy na wzgórzu świątynnym w Jerozolimie kilku rycerzy złożyło śluby czystości, ubóstwa, posłuszeństwa i walki w obronie chrześcijaństwa, do katastrofy zakonu minęło prawie 200 lat. Na początku templariusze ochraniali pielgrzymów, którzy przybywali do grobu Chrystusa. Z czasem urośli w siłę i stali się zbrojnym ramieniem Królestwa Jerozolimskiego. Ich garnizony broniły Ziemi Świętej przed muzułmańskimi Saracenami. Walczyli lepiej niż zwykli rycerze, bo złożony ślub posłuszeństwa nie pozwalał im na samowolne akcje i na ucieczkę z pola bitwy. Jeśli żywi wpadali w ręce nieprzyjaciela, prawie nigdy nie wyrzekali się wiary w Chrystusa, za co zwykle płacili głową. Kiedy Królestwo Jerozolimskie upadło, templariusze mieli już sporo zamków w Europie. Posiadali też dużo pieniędzy. Król Francji, Filip Piękny, zadłużył się u nich po uszy. Któregoś dnia wpadł na pomysł, żeby zamiast spłacać dług, zlikwidować zakon, który mu pieniądze pożyczył.

Wszystko wyśpiewają
Był świt, gdy do mieszkań templariuszy w całej Francji wpadli ludzie króla. Wywlekli zaspanych zakonników z łóżek i wtrącili do lochów. Teraz trzeba było wymyślić powód, dla którego to zrobiono. Uwięzionym postawiono więc zarzut, że uprawiali czary, czcili jakiegoś bożka, praktykowali zboczenia, pluli na krzyż i wyrzekali się Chrystusa. Torturami udało się wyciągnąć od nieszczęsnych templariuszy wszystko, co chciał król. Teraz władca zaczął domagać się od papieża Klemensa V, żeby rozwiązał zakon na całym świecie, a jego członków potępił. Papież wahał się. W końcu, na zwołanym zgromadzeniu biskupów zdecydował się ogłosić likwidację templariuszy. Przez całe wieki aż do dziś sądzono, że rycerzy zakonnych także potępił. – Był zbyt uległy królowi i pozwolił mu się wodzić za nos – twierdzili historycy.

Niewinni, ale martwi
Dopiero niedawno włoska badaczka Barbara Frale odnalazła dokument, z którego wynika, że było zupełnie inaczej. Okazało się, że Klemens V uniewinnił templariuszy. Nic więcej nie mógł jednak zrobić, bo nie mieszkał w Rzymie, tylko we Francji i z tego powodu był zależny od króla. Król zaś, choć nie osiągnął u papieża tego, co chciał, i tak uśmiercił kilkudziesięciu rycerzy zakonnych. W lochach tkwił jeszcze wielki mistrz zakonu Jakub de Molay. Władca nie bardzo wiedział, co z nim zrobić. 18 marca 1314 roku wielki mistrz wraz ze swoim współbratem stanął przed trybunałem w Paryżu. – Jesteśmy niewinni. Odwołujemy wszystko, co przedtem zeznaliśmy – oświadczyli hardo więźniowie. Sędziowie wpadli w popłoch. – I co teraz? – zaczęli się zastanawiać. Gdy doniesiono o tym królowi, ten kazał obu zakonników natychmiast spalić na stosie. Egzekucję wykonano tego samego dnia na jednej z wysepek na Sekwanie.
Ludzie opowiadali potem ze zgrozą, że wielki mistrz krzyczał spośród płomieni, że papież i król wkrótce odpowiedzą za tę zbrodnię przed Bogiem. Faktycznie obaj umarli jeszcze tego roku, ale „proroctwo” o ich śmierci wymyślono prawdopodobnie dopiero, gdy zmarli. Teraz wiadomo, że tylko król chciał zniszczyć templariuszy, papież zaś robił wszystko, żeby ich ocalić.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..