Hau, Przyjaciele!
Zaraz idę odpocząć, bo dziewczyny mnie dzisiaj wykończyły. Ledwo wstały, to już zapięły mnie na smycz i pociągnęły do babci. Nie naszej, tylko Jadzi. Mieszka dość daleko, jechaliśmy tramwajem, co mnie dosyć mocno stresuje. Atak obcych zapachów jest doprawdy przytłaczający. Potem trzeba jeszcze iść spory kawałek, a teren zupełnie mi nieznany. Obce psy, raczej nieżyczliwie poszczękujące i warczące, ruch na ulicy dość przytłaczający. Na szczęście babcia bardzo życzliwa, nie złościła się o moje brudne łapy, dała pić i jeść. Dziewczyny wypytywały o przetwory, zapisywały coś skrzętnie w swoich bardzo ważnych zeszytach. Nie zdążyłem się porządnie zdrzemnąć, a już mnie zaciągnęły na jakiś targ, gdzie kupowały ogórki, pomidory i inne niepotrzebne warzywa. Obok stoiska z mięsem przeszły obojętnie. Na szczeście życzliwa sprzedawczyni zawołała je i zaproponowała promocyjną cenę wątróbki dla "tego cudnego pieseczka". Kupiły. Dlatego dzielnie zniosłem podróż tramwajem, drogę do domu, ale potem musiałem już odstawić histerię. Bo nie dopuszczę do tego, by dziewczyny skupiły się na kiszeniu ogórków, jeśli wątróbka z kaszą niegotowa. Zresztą, z kaszy mogłyby zrezygnować. Niech schłodzą moją potrawę za oknem, niech tam nawet kapnie deszcz, byle się najeść. Dopiero wtedy zejdę do chłopaków pracujących kolejny dzień przy rowerach i pójdę spać. Cześć. Tobi.