Czwartek, 27 października, 2011r.

publikacja 26.10.2011 19:16

Czwartek, 27 października, 2011r.

Hau, Przyjaciele!
Paulina wróciła dzisiaj nieco wcześniej ze szkoły. Wyszła z nami na chwilkę, a potem ułożyliśmy się wygodnie z książką na tapczanie. Uwielbiamy te chwile. Tobi wyszeptał mi do ucha, że najlepiej, gdy Paulina ma obok siebie talerzyk z ciasteczkami. Można je wtedy swobodnie jej podbierać. Właśnie czekaliśmy na odpowiedni moment, gdy nagle zadzwonił telefon i mina dziewczyny świadczyła, że mama przekazuje jej listę obowiązków. „No dobrze, zaraz pójdę. Tak, psy wezmę ze sobą. Ciekawe, że od lat ten obowiązek spada na mnie, bo wszyscy są nagle zajęci.” Mrucząc coś niezbyt pochlebnego Paulina pakowała worki na śmieci, środki czystości, robocze rękawiczki. Ubrała się niezbyt starannie, gwizdnęła na nas i ruszyliśmy polami. Kierunek- cmentarz. Zdumiewające było to, że sporo ludzi szło w tym kierunku. A każdy obładowany torbami, workami itp. Niestety, przed bramą Paulina przypięła nas do płotu. Ale po chwili ujrzeliśmy ją po drugiej stronie siatki, bo tam dokładnie jest kilka ważnych dla rodziny grobów. Dziewczyna grabiła, czyściła, myła, a Tobi i ja obserwowaliśmy teren. Warknęliśmy ostrzegawczo, gdy jakiś wysoki blondyn podszedł do Pauliny. Podniosła głowę i jakoś dziwnie się zarumieniła. Zaczęła z tym chłopakiem jakoś tak nerwowo i sztywno rozmawiać. On się rzucił do pomocy, ona niby nie chciała, ale widzieliśmy, że kompletnie straciła kontrolę nad zachowaniem. Zaczęliśmy piszczeć i oboje zwrócili na nas uwagę. Już mieli bezpieczny temat do rozmowy. Śmiejąc się, szybko ułożyli na grobach świerkowe gałązki. A potem przyszli po nas. Urządziliśmy Paulinie królewskie powitanie, by chłopak widział, jak bardzo ją kochamy. Szliśmy tuż przy jej nodze, jakby nas trzymała na smyczy. Gdy się wreszcie pożegnali przed domem, Paulina westchnęła głęboko, potem złapała komórkę i krzyczała do Jadzi: „padniesz, jak ci powiem, kogo spotkałam na cmentarzu”. Czy to aż takie ważne? Lepiej, gdyby się znowu ułożyła na tapczanie, wzięła ciasteczka i książkę. Ale nic z tego. Paulina do późnego wieczoru siedziała na gadu, była roztargniona, no i co najgorsze absolutnie nie odczuwała apetytu. Cześć, Astra.