Tańczące nieboszczyki

Marcin Jakimowicz

|

MGN 11/2011

publikacja 20.10.2011 15:52

Rodzina rozpoczyna nad grobem imprezkę. Rozbawione dzieciaki z balonikami wbiegają do grobowca. Normalnie, Meksyk! A w niedalekiej Rumunii na najweselszym cmentarzu świata nieboszczycy rozpoczynają swój „taniec z gwiazdami”.

Tańczące nieboszczyki Na meksykańskich ulicach na każdym kroku spotykaliśmy Catriny – uśmiechnięte kościotrupy. I wbrew pozorom nie były wcale śmiertelnie poważne! fot. AGENCJA GAZETA/AP/ MARCO UGARTE

Święto Zmarłych? Pierwsze skojarzenie: smutek i nostalgia, ciemność rozświetlana tysiącami dymiących zniczy, mgła. Czy to możliwe, by ten dzień był radosnym spotkaniem z rodziną? Uroczystą imprezą „na śmierć i życie”? Jasne! Zapraszamy do Meksyku.

Śmierć szczerzy ząbki
Pierwsze wrażenie jest zdumiewające. Na każdym kroku spalonych słońcem meksykańskich miast uśmiechają się do nas kościotrupy. Machają rachitycznymi rączkami w metrze, szczerzą zęby z wystaw sklepowych. Witają nas uśmiechem nawet w kościołach. Szkielety widzimy na kołyskach, balonikach i lizakach. I, co najdziwniejsze, nie są wcale śmiertelnie poważne! To jakieś tutejsze Halloween? Nic podobnego! To Catrina – kostucha żywcem wzięta z meksykańskiego folkloru. Jest wszędzie. Na ciastkach, bombkach, damskich torebkach. Tuż obok Maryi z Guadalupe, w której zakochani są Meksykanie. Dlaczego już niemowlęta chcą przyzwyczaić do widoku śmierci? Bo – jak wyjaśniają – chcą się z nią zaprzyjaźnić, poklepać ją po ramieniu. Starają się z nią żyć każdego dnia.

Skorpion na ołtarzu
Mieszkają na ziemi pełnej niebezpieczeństw. Na spieczonym piachu pod dymiącymi wulkanami pełzają jadowite węże. W zaroślach czyhają małe skorupiaki. – Kiedyś przed Mszą schyliłem się, by ucałować ornat – opowiada o. Grzegorz Szmit, proboszcz sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Tenango del Aire – W ostatnim momencie cofnąłem głowę. Na wyhaftowanym obrusie siedział mały skorpion. Czekał na mój pocałunek. Na każdym rogu śmierć. Na najdłuższej ulicy Mexico City, która ma, bagatela, 48 kilometrów mija nas rozpędzony autobus, na którym dużymi literami wypisane jest hasło tej linii: „Martwi, ale punktualni”. Kto w Polsce wsiadłby do takiego busa?

Lemoniada dla sąsiada
Polak, który trafia na uroczystość Wszystkich Świętych do Meksyku musi wziąć głębszy oddech. Nie spotka tu płaczu, lamentowania czy rozdzierania szat. Zobaczy gigantyczną imprezę. – Już dwa dni wcześniej przed dniem wszystkich świętych przygotowuje się nagrobki – łobuzersko uśmiecha się Juan Manuel Lopez, właściciel meksykańskiej restauracji – Na grobach rozścielamy barwne obrusy, stawiamy kwiaty, a potem nalewamy dla zmarłego jego ulubiony napój. Nieboszczyk lubił coca-colę? Bardzo proszę... Wolał coś mocniejszego? Nie ma sprawy…. Lemoniada dla sąsiada, świeć Panie, nad jego duszą? Już podaję! Rodzina zaczyna nad grobem… ucztę. Dzieci tańczą, fruwają baloniki. – No dobra, a jeśli jest rodzinny grobowiec, to co? – przerywam Juanowi Manuelowi. – A co to za problem? Odwala się płytę, dzieciaki wbiegają do środka i tańczą wśród trumien. Zmarli muszą czuć, że jesteśmy przy nich! Chodzi o to, by nieboszczyk, który jak wierzymy żyje dzięki Jezusowi w niebie, poczuł się jak w domu. Jego najbliżsi otaczają grób. Wszystko po to, by poczuć, że zmarły tak naprawdę nie jest zmarły, a śmierć jest jedynie przejściem do lepszego świata. Jesteśmy razem. Na śmierć i życie. Zwłaszcza życie!

You can dance!

Za górami za lasami w dolinach rumuńskiego regionu Maramuesz czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Potężne woły (Boże, to takie zwierzęta naprawdę istnieją?!) ciągną uginające się od pachnącego siana wozy, a staruszki w kolorowych chustach taszczą na plecach w koszach jabłka. Pewnie w życiu nie słyszały o Lidze Mistrzów, kryzysie gospodarczym i nowej stronie internetowej Małego Gościa. O tym regionie mówi się „kraina jak z bajki”, a tutejsi górale nazywają go po prostu „słodką ziemią”. Najczęściej odwiedzanym miejscem jest Săpânţa. Miliony turystów przyjeżdżają zobaczyć najdziwniejszy cmentarz świata. Zdumiewa już sama nazwa „Wesoły Cmentarz”.

 

Nagrobki jak z bajki
Promienie jesiennego słońca igrają na nagrobkach, które wyglądają, jakby zostały żywcem wyjęte z bajki. „Tu ja spoczywam Pop Teodor się nazywam / Drogie mi były owce, ich mleko i wiosny z nimi / Z pełnych wiader mleka robiłem ser / Jedli wszyscy, kto miał życzenie / Drogie mi były owce liczne / wyruszyłbym z nimi w góry, lecz życie mnie opuściło, gdy miałem 75 lat” – czytam na jednym z nagrobków. Nieopodal na kolorowym nagrobku siwa babuleńka pasie na łące stadko gęsi, a trochę dalej z pomnika salutuje policjant: „Tu ja spoczywam / Stan się nazywam / Byłem policjantem tu i w Brasov / Byłem dobrym policjantem / Teraz was pozdrawiam i salutuję, bo już więcej się nie zobaczymy / Świat opuściłem w 68 roku życia”. Każdy kolorowy, rzeźbiony grobowiec zawiera krótką historię życia zmarłego. Wygląda na to, że zmarli w Săpânţa żyją. Kobiety przez cały czas tkają barwne dywany, faceci łowią ryby, jeżdżą motorami i traktorami. I tańczą przy dźwiękach skrzypiec.

Wiosna dla zmarłych
Jak zaczęło się to barwne szaleństwo? Gdy w 1935 r. utonął w rzece jeden z wieśniaków, cieśla Ioan Stan Patras wyrzeźbił na jego nagrobku kilka kwiatków. Pomnik wyciosał nie z kamienia, lecz z drewna. Po kilku latach dodał krótki wierszyk. I zaczęło się. Odtąd każda rodzina ukrytej w górach wioski chciała uhonorować zmarłych podobnym pomnikiem. Po latach wyrósł tu prawdziwy las 800 bajkowych nagrobków. Wszystkie w delikatnym niebieskim kolorze. Dlaczego? Czy wieśniacy są kibicami chorzowskiego Ruchu albo Lecha Poznań? Nie. – Niebieski to kolor raju – wyjaśniają rzeźbiarze z wioski. Wierzymy, że zmarli zmartwychwstali i żyją w niebie, są przez cały czas z nami. Po co się smucić? Pogrzeby w Rumunii kończą się korowodem jadących z włączonymi klaksonami samochodów i wielkimi ucztami. W prawosławnej Rumunii nie obchodzi się listopadowego Dnia Zmarłych. Rumuni oddają im cześć wiosną, gdy wszystko wokół kwitnie, a przyroda wybucha kolorami. Gdy Zmartwychwstały Jezus przypomina: „Nie bójcie się. Ja zwyciężyłem śmierć!”. Nie do śmierci należy ostatnie słowo. Niech żyje życie!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.