Moja mała zdrada :(

MGN 11/2011

publikacja 20.10.2011 08:30

Od października postanowiłyśmy z Anką (taka moja kumpela z osiedla) chodzić na nabożeństwa różańcowe. Tak naprawdę, to wcale mi się nie chciało.

10 października
Od października postanowiłyśmy z Anką (taka moja kumpela z osiedla) chodzić na nabożeństwa różańcowe. Tak naprawdę, to wcale mi się nie chciało. Po prostu lubię Ankę, a ona chodzi od kilku lat. I mnie namówiła. Poszłyśmy raz, drugi, i... jakoś wciągnęło. To są specjalne nabożeńśtwa z rozważaniami dla młodzieży. Tak, dla MŁODZIEŻY. Więc nie ma mowy o dzieciakach plączących się pod nogami i pioseneczkach dla przedszkolaków. Ksiądz naprawdę opowiada ciekawie: robi takie minikazania o ciekawych, znanych ludziach, którzy modlili lub modlą się na różańcu. To niesamowite, ale różaniec to wielka broń! Modląc się można wyprosić wszystko właściwie: nawrócenie, zdrowie, dobrą pracę. Więc można trochę powiedzieć, że jestem interesowna: modlę się, bo... chciałabym się dostać do dobrego gimnazjum. Jak wiadomo, matma – mój ból.... I modlitwa konieczna. Tak myślę...

12 października
I powiedziałam na religii w szkole, że codziennie chodzę na te„różańcowe”. Nie żebym się chwaliła. Po prostu katecheta pytał, więc odpowiedziałam. Oprócz mnie, z klasy chodzi też Jasiek. Wiem, bo go widziałam. Ale on jakoś siedział cicho. I może miał rację. Bo potem, na przerwie, kilku chłopaków i wredna Magda (ona zawsze jest wredna, ale teraz to naprawdę przesadziła!) zaczęli się ze mnie rechotać. Że jestem „taka święta” i że „chyba nie mam, co robić”. A może nawet „pingwinem” zostanę. Chodziło oczywiście o zakonnicę. Kurcze, trochę mi teraz wstyd. Ale jakoś tak zapomniałam języka w gębie, zrobiło mi się przykro i nieswojo. I najchętniej bym od nich uciekła. I nie wiem jak to się stało, ale odpowiedziałam im, że ja tak naprawdę wcale na różaniec nie chodzę. A oni są naiwni, bo uwierzyli. Powiedziałam katechecie, że chodzę – no wiadomo – dla szóstki... Chłopaki coś tam zabuczały, Magda prychnęła. I miałam spokój. Ale tylko chwilowy... Dość szybko poczułam się jak... zwykłe prosię. Jak Judasz, normalnie. Bo ostatecznie, to ja się wyparłam wiary! Łaziłam z tym ze dwa dni, i się trułam własnymi myślami o własnej zdradzie i... głupocie. Bo ostatecznie, co mnie obchodzi wredna Magda i jej banda? I nawet ze dwa razy na różaniec nie poszłam. Nie, nie dlatego żebym się bała. Jakoś po prostu poczułam się tak mniej godnie i okropnie smętnie...

Szczęście, że mam fajną mamę. Trzeciego dnia, opowiedziałam jej w końcu wszystko: o Magdzie, bandzie, i mojej małej zdradzie. Mama zrobiła herbatę z sokiem malinowym (pycha! za oknem leje, zimno, a my w ciepłym domu, z pyszną herbatą...). No i zaczęłyśmy rozmawiać. Mama stwierdziła, że każdy ma prawo do małej zdrady. Bo mała zdrada... pokazuje czy jesteś wielkim człowiekiem. I czy wierzysz naprawdę. Podobno, gorzej by było – gdybym teraz nie czuła żadnej przykrości. A ja przecież żałuję swojego zachowania. Na koniec poczytałam sobie... Małego Gościa. O prześladowaniach chrześcijan. No, nie, nie żebym była prześladowaną chrześcijanką, wiadomo! Oni, w tych wszystkich krajach, to naprawdę cierpią i giną... Ale pomyślałam, że jeśli oni są tak wielkimi bohaterami – bo kochają Jezusa, to ja mogę... po prostu... pogadać sobie z tą Magdą. I powiedzieć jej prawdę.

18 października
Pogadałam wreszcie z Magdą! Ale była zdziwiona. Po prostu podeszłam do niej, i powiedziałam żeby się nie interesowała tym, co każdy z nas robi po szkole. Bo to oznacza niską samoocenę (moja mama tak to określiła, a ja wykorzystałam;). I że jeśli modlę się na różańcu, to ona nie ma prawa mnie za to prześladować. A w ogóle, to zapraszam ją do kościoła. Te nabożeństwa są dla MŁODZIEŻY. Więc chodzi nawet liceum. Magda zdziwiona otworzyła na chwilę buzię. I nawet nic mi nie odpowiedziała. A potem – jak to ona – wzruszyła ramionami, prychnęła i poszła do swoich kumpli. Pewnie coś im tam o mnie powiedziała (niemiłego). Ale teraz to mnie już właściwie nie interesuje...

Ps. Rozmawiałam też o tym wszystkim z moim znajomym księdzem. Powiedział, że powinnam się za Magdę... modlić. No może powinnam. Może i spróbuję. Kiedyś... Aż tak, to ja jeszcze święta nie jestem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.