Bałem się, że mi kadzidło zgaśnie

Piotr Sacha

|

MGN 11/2011

publikacja 19.01.2012 16:32

– Być może dzięki temu, że byłem ministrantem, jestem dziś politykiem. I radzę sobie dobrze z kamerami i występami przed tłumem – opowiada Paweł Kowal, poseł do Parlamentu Europejskiego, były ministrant w parafii Opatrzności Bożej w Rzeszowie.

Bałem się, że mi kadzidło zgaśnie fot. jakub Szymczuk

Mały Gość: Jakie było Pana pierwsze zadanie przy ołtarzu?
Paweł Kowal:
– Pamiętam dobrze to zadanie. Dzwoniłem na Baranku Boży. Stałem całą Mszę i się denerwowałem. Myślałem o tym, żeby nie zadzwonić ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno. Po jakimś czasie pozwalano mi dzwonić już nie tylko na Baranku Boży, ale i na przeistoczenie.

Czego się Pan jeszcze nauczył?
– Ksiądz nauczył mnie czytać (śmiech). Niektórzy mówią, że mam dobrą dykcję. Zawdzięczam to właśnie księdzu, który dbał o poprawne wysławianie się. I tygodniami tłukł z nami teksty czytań. Miał je przygotowane na kilka tygodni przed niedzielna Mszą. Przepisywał dla nas to czytanie na maszynie. Pamiętam, że bardzo nie lubił, gdy czytaliśmy niepoprawnie głoski „ę” i „ą”. Przekreślał je na tych kartkach. W zamian dopisywał na przykład „om” zamiast „ą”, żeby je twardziej wymawiać. I ciągle przynosił jakieś wiersze, które później recytowaliśmy. Po Mszy czasem była jeszcze taka mini akademia. Dzięki temu nauczyłem się na pamięć kilku wierszy Słowackiego.

Co, oprócz dobrej dykcji, zawdzięcza pan ministranturze?
– To, że już zawsze liturgia pozostała dla mnie bardzo ciekawa. Nie rozumiem ludzi, którzy nudzą się w kościele. Zwłaszcza liturgia Wielkiego Tygodnia dla wielu ma opinię długaśnej i nudnej. A dla tych, którzy kiedyś z księdzem ćwiczyli ją, jest prawdziwą liturgiczną ucztą. Bardzo bym chciał, żeby mój czteroletni syn został kiedyś ministrantem. Ale to będzie jego decyzja.

Jak Pan został ministrantem?
– W centrum osiedla Nowe Miasto w Rzeszowie stanął blaszany barak. Odprawiono w nim pierwszą Mszę św. w nowopowstającej parafii salezjańskiej. Dwa tygodnie później po Mszy podszedłem do księdza i zapytałem: „Czy tutaj można być ministrantem?”. Powiedział, że mama musi mi uszyć komżę. I narysował na kartce, jak taka komeżka ma wyglądać. Pierwszą komżę miałem z firanki. Kolejną z białego płótna na poszwy. Byłem świeżo po I Komunii. I jeszcze na początku studiów, gdy przyjeżdżałem do domu, wkładałem albę i służyłem w kościele.

Czy bał się Pan ministranckich obowiązków?
– Najbardziej bałem się, że mi kadzidło zgaśnie. Dlatego nie lubiłem chodzić z kadzidłem. Mieliśmy różne obowiązki. W zimie trzeba było przyjść wcześnie rano, żeby wodę odmrozić, bo często zamarzała. Ministranci pomagali kościelnemu w różnych sprawach. 

Jak często mieliście dyżury?
– Co najmniej raz w tygodniu i raz w niedzielę. Z tym wiąże się pewna anegdota. Byłem w klasie maturalnej. W tygodniu chodziłem na Mszę na siódmą rano. W tamtym czasie należałem też do oazy. W grupce młodzieżowej spotykaliśmy się wieczorami. Wracałem z tych spotkań nieraz bardzo późno. Po kilku latach moja mama odkryła, jaką mam opinię na osiedlu (śmiech).

Pobożnego ministranta?
– Wręcz przeciwnie. Starsze panie, które siedziały pod blokiem z pieskami, wszystko o wszystkich wiedziały. Były absolutnie przekonane, że regularnie nocuję u jakiejś dziewczyny. Widziały mnie, kiedy wychodziłem na oazę. Ale gdy wracałem do domu, one już spały. Mogły mnie zobaczyć dopiero następnego dnia rano, gdy wracałem do domu ze Mszy. I dopisały sobie do tego całą historię... Były oburzone, że taki pobożny, młody chłopak, a mieszka z dziewczyną.

Czy ministranckie doświadczenia mogą się do czegoś przydać w parlamencie?
– Służba przy ołtarzu to jedna z najlepszych szkół bycia osobą publiczną. Ministrant to osoba, która od dziecka jest narażona na to, że jest właśnie taką osobą. W parafii wszyscy ministranta znają i często komentują jego zachowanie. Ministrant musi więc wiedzieć, jak się zachowuje i co mówi. A to przecież taki wiek, kiedy każdy chłopak ma skłonność do robienia różnych głupot. Być może dzięki temu, że byłem ministrantem, jestem dziś politykiem. I radzę sobie dobrze z kamerami i występami przed tłumem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.