Za to, że przyznaję się do wiary

Adam Śliwa

|

MGN 10/2011

publikacja 03.10.2011 16:45

O takie sytuacje, kiedy przyznanie się do Jezusa spowodowało wyśmianie, zaczepki czy uznanie za osobę inną, dziwnie nawiedzoną, zapytaliśmy kilka znanych osób.

Krzysztof Kusz
operator telewizyjny

KRZYSZTOF KUSZ   KRZYSZTOF KUSZ
operator telewizyjny
fot. ARCHIWUM DOMOWE
Często mam nieprzyjemności z powodu wiary. W dzisiejszych czasach łatwiej przyznać się, że jest się gejem niż katolikiem.

Na szczęście jestem dość gruboskórny i staram się nie zwracać uwagi na te zaczepki.

Ostatnio na przykład, gdy powiedziałem, że nie pasuje mi Nergal w telewizji, to usłyszałem: „A bo ty jesteś katomaziol”.

To jedyne stwierdzenie na określenie moich poglądów czy zachowania.

Po prostu, no tak, jesteś katolikiem.

Każda pomyłka też jest tak tłumaczona.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

MONIKA MOSTOWSKA   MONIKA MOSTOWSKA
dziennikarka Radia Warszawa
fot. SYLWIA SZCZERSKA
Monika Mostowska
dziennikarka Radia Warszawa, autorka Labiryntu Moralnego

Rzeczywiście, mówienie o wierze wśród ludzi, powiedzmy obojętnych religijnie, wywołuje podejrzenie czy nie jest się przypadkiem tak zwanym nawiedzonym.

Kiedyś sprzedawałam mieszkanie. Dałam ogłoszenie w agencji, ale bardzo długo nikt się nie zgłaszał.

Zaczęłam się modlić o pomoc do św. Rity. I pewnego dnia przyszedł pan z agencji, i powiedział, że ma aż 3 chętne osoby na moje mieszkanie.

Byłam tak szczęśliwa, że powiedziałam mu o modlitwie, i że się udało.

Gdy to usłyszał, bardzo szybko pożegnał się i wyszedł. Widziałam w jego oczach zdumienie, ale i strach.

Ani razu się już nie pokazał.

 

 

 

 

JAN POSPIESZALSKI   JAN POSPIESZALSKI
muzyk, autor programów radiowo-telewizyjnych
fot. FOTORZEPA/KUBA KAMIŃSK
Jan Pospieszalski
muzyk, autor programów radiowo-telewizyjnych

Miałem kilka takich sytuacji, kiedy okazywano niechęć do mojej wiary. Przypomnę te z mojego dzieciństwa.

Na koloniach w czwartej klasie szkoły podstawowej, to był chyba roku 1966, a więc głęboki PRL, czyli czas, kiedy nie wolno było w szkole, na koloniach czy w innych miejscach publicznych przyznać się do tego, że jest się wierzącym, z grupą chłopaków po zgaszeniu świateł chcieliśmy się pomodlić.

W tym momencie weszła wychowawczyni. Zdenerwowana zaczęła krzyczeć, że co to za jakieś bożki egipskie, i co w ogóle wyprawiamy.

A kiedy na tych samych koloniach przed jedzeniem zrobiłem znak krzyża, ona zaczęła mnie przedrzeźniać takim gestem, jakby odganiała muchy.

 

 

 

 

 

EWA URYGA   EWA URYGA
wokalistka
fot. EAST NEWS/KRZYSZTOF JASTRZĘBSKI
Ewa Uryga
wokalistka

Na jednym z wyjazdów spotkałam bioenergoterapeutę, czyli człowieka przekonanego o tym, że posiada specjalną energię, która może wyleczyć nawet z ciężkiej choroby.

Początkowo nie wiedziałam, czym ten człowiek się zajmuje. Podczas śniadania zapytał, jak się czuję.

Odpowiedziałam pytaniem: czy jest lekarzem? A on na to, że w pewnym sensie.

No to ja mówię, że znam lekarza, który leczy wszystkie choroby – Jezusa.

Na co on zupełnie niespodziewanie wybuchł tak straszną agresją.

Zaczął krzyczeć, jak śmiem tak mówić do niego i pouczać go.  Przeżywałam to jeszcze kilka dni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.