Matmooporność :(

MGN 10/2011

publikacja 29.09.2011 12:29

Wrzesień już w połowie. Zimno się robi, wstawać się nie chce. Wydaje mi się, że wakacje były dawno, dawno, dawno. I w ogóle nieprawda.

15 września

            Wrzesień już w połowie. Zimno się robi, wstawać się nie chce. Wydaje mi się, że wakacje były dawno, dawno, dawno. I w ogóle nieprawda. Tymczasem pierwsze starcie z matematyką mam za sobą. Pani wymyśliła test sprawdzający z tamtego roku. Bo to niby już ostatni rok, szósta klasa. I że trzeba „wziąć się do roboty”. To akurat prawda: trzeba się wziąć. Tylko jak? Ja naprawdę jestem matmooporna! Polski, historia? Owszem. Języki? Z miłą chęcią. Ale matma? Ja jej po prostu NIE LUBIĘ. I oczywiście, mój test wypadł (delikatnie mówiąc) bardzo przeciętnie.

            Gdy o tym swoim nielubieniu wyrwało mi się przy pani, ona jakoś tak się dziwnie uśmiechnęła i powiedziała: „Julka: jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”. A potem dodała, że gdybym pracowała systematycznie, a nie „na ostatnią chwilę”, to nie miałabym zaległości. A brak zaległości według naszej pani od matematyki = większe „polubienie” matmy. A na koniec zaproponowała mi… kółko matematyczne! Podobno to nie jest dla „geniuszy”, tylko uczniów, którym zależy.

            Gdy to usłyszałam, zakołowało mi w głowie. Co ja tam mam niby robić? Zanudzę się na śmierć, i tyle. Ale pani, na moje nieszczęście, po pierwszej wywiadówce, o tym swoim „planie naprawczym” powiedziała mojemu tacie. Tata, jak to tata, bardzo się ucieszył. I wczoraj po raz pierwszy poczłapałam na dodatkową matmę.... Faktycznie, geniuszy tam nie było. No, może oprócz Antka z 6a. Ale on jest genialny ze wszystkiego i pcha się na wszelkie zajęcia dodatkowe. Większość była takich jak ja, czyli jak mówi pani od matematyki: „dosyć zdolnych i dosyć leniwych”.

Każdy miał w podręcznik z zeszłego roku zaznaczyć tematy, których nie rozumie. Chyba zaznaczę pół książki ;P. Pani powiedziała, że jeśli się postaramy, to szybko nadrobimy zaległości. Szczerze mówiąc, nie bardzo w to wierzę. Ale cóż. Nauczyciel mówi – uczeń musi. Inna sprawa, egzamin do gimnazjum za pasem... Więc chcąc nie chcąc – muszę zaprzyjaźnić się z matmą. No, takiej przyjaciółki, to w życiu sama bym nie wybrała.

 

21 września

I po pierwszym kółku. Ułamki, ułamki, i ułamki. Prawie półtorej godziny. Nawet nie było tragicznie, choć do przyjaźni – daleko. Jeśli pójdzie tak dalej, zostanę normalnie jakimś matematycznym Einsteinem. No, dobra, żartuję. Ale jedną ósmą Einsteina – z pewnością :)))

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.