5 września - Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty

Marcin Jakimowicz

publikacja 04.09.2006 15:57

5 września - Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty

Czy Matka zgłupiała? Trwa wojna. Po co się tam pchać? - warknął zniecierpliwiony komendant. - Tam są dzieci - upierała się Matka Teresa. Znalazła się w byłej Jugosławii. Gdy dowiedziała się, że po drugiej stronie linii frontu znajduje się duża grupa dzieci, po długiej modlitwie wybrała się do komendanta wojska z prośbą o pozwolenie przeprowadzenia ich do swojego klasztoru. Nad miastem krążyły samoloty, bomby zabijały niewinnych ludzi, dochodziło do gwałtów i rabunków, a ta niepozorna kobieta w indyjskim sari twierdziła, że przejdzie sama linię demarkacyjną. Co więcej: miała czelność twierdzić, że wróci z maluchami z powrotem. Komendant z kpiną rzucił na odchodnym: „Jeśli siostra sprawi, że za trzy dni podpiszemy zawieszenie broni, droga wolna. Dzieci są wasze!". „Dobrze, Jezusowi bardzo na nich zależy, więc za trzy dni jesteśmy umówieni" - odparła rezolutnie. Po trzech dniach gromadka uśmiechniętych dziewczynek i chłopców raźno maszerowała przez zoraną bombami ziemię.


Splunął jej w twarz
Dla Matki Teresy nie było rzeczy niemożliwych. Wołała, a Pan Bóg słuchał. Była jak uboga wdowa namolnie męcząca dumnego sędziego o pomoc. Kiedyś poprosiła o jałmużnę przechodzącego obok bogacza. Ubrany w bardzo drogi garnitur, z markowym zegarkiem na ręce i sygnetem na palcu mężczyzna przystanął i ze złośliwym uśmiechem splunął na zakonnicę. Matka Teresa otarła plwocinę i przycisnęła mocno do serca. „To było dla mnie, bardzo panu dziękuję! A teraz poproszę o coś dla moich dzieci" - powiedziała i wyciągnęła w kierunku mężczyzny dłoń, na której były jeszcze ślady śliny zuchwalca. Po chwili trzymała w ręku grubo wypchany portfel, którego zawstydzony właściciel pospiesznie odchodził zalany łzami. Była niewinna i szczera jak dziecko.


Naprawdę nazywała się Agnes Gonxha Bojaxhiu. Urodziła się 26 sierpnia 1910 r. w rodzinie albańskiej. Jako osiemnasto-latka wstąpiła do zgromadzenia loretanek. Przyjęła imię Teresa. Wyjechała do Indii.

Tam w 1946 r. usłyszała wezwanie Boga. - Pan prosił mnie o porzucenie wszystkiego dla skromnego życia w służbie ubogim - opowiadała.
Gdy 10 września 1948 roku szła ulicami Kalkuty, natknęła się na umierającego w rynsztoku człowieka. To spotkanie zmieniło jej życie. Przywdziała białe sari, zaczęła pomagać najuboższym. Rozpoczęła długą wędrówkę w miejsca, do których nikt nie chciał iść. Opuściła klasztor, mając jedynie: sari, 5 rupii, bilet kolejowy i... bardzo mocną wiarę w Boga.


To szaleństwo - kręcili głowami sceptycy. Nie przejmowała się nimi. Założyła nowe zgromadzenie, na całym świecie prowadzi sierocińce, domy dla chorych i umierających. Całym dobytkiem sióstr Misjonarek Miłości jest kilka kompletów odzieży, krzyż, para sandałów, siennik i miska do mycia. Ich dzień rozpoczyna się już o 4.30. Siostry wpatrują się w ukrzyżowanego Jezusa i umieszczone pod krzyżem jedno krótkie słowo: Pragnę. Później ruszają na ulice.
- Kochajcie aż do bólu - przypominała im założycielka. - Nie bójcie się powtarzać Jezusowi, że Go kochacie.

Niezręczna cisza
Stoły uginały się od jedzenia. Kelnerzy nalewali najlepsze trunki. - A gdzie Matka Teresa? - pytali zaskoczeni goście.


- Odmówiła udziału w bankiecie - rzucił ktoś z końca sali. Przed chwilką odebrała Pokojową Nagrodę Nobla. Wątła, niepozorna staruszka podeszła do mikrofonu i powiedziała: „To nie wojny, ale aborcja jest największym zagrożeniem dla pokoju świata". Na sali zapadła krępująca cisza, a misjonarka śmiało ciągnęła: „Jeżeli matka może zabić własne dziecko, co może powstrzymać nas od zabijania się nawzajem?". Skończyła i poprosiła obecnych o modlitwę w intencji nienarodzonych dzieci.


- To nie ja działam, ale Bóg. Dlatego mam pewność, że Jego dzieło wyda owoce - opowiadała. Kiedyś owijała cuchnące rany umierających. Podszedł do niej turysta i rzucił: ja nie pracowałbym tu, nawet gdybym dostał 1000 dolarów. A ona uśmiechnęła się: a ja nie pracowałabym nawet za 1000 tyś. dolarów! Pracuję dla Pana Jezusa, a On powiedział: cokolwiek uczyniliście jednemu z najmniejszych... To samo powiedziała do więziennych strażników pilnujących ludzi skazanych na krzesło elektryczne: Panowie, pamiętajcie, cokolwiek uczynicie tym ludziom, uczynicie samemu Bogu...


Gdybyście wiedzieli...
Jej życie było przeorane cierpieniem. A jednak im bardziej cierpiała, tym większy uśmiech gościł na jej twarzy. Zagadnięta na ulicy Kalkuty przez turystów o to, jak lepiej żyć, odparła: Uśmiechajcie się do siebie nawzajem, uśmiechajcie się do swoich żon, do swych mężów, uśmiechajcie się do każdego - obojętnie kto to jest. To wam pomoże wzrastać we wzajemnej miłości.


Oddała Bogu całe serce. Dosłownie i w przenośni. Zmarła na zawał serca 5 września 1997 roku. Już sześć lat później Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Po jej śmierci wyszły na jaw fakty, które pragnęła zachować w najgłębszej tajemnicy. Postrzegana jako zawsze rozpromieniona uśmiechem i pogodą ducha, przez wiele lat doświadczała mistycznego oczyszczenia znanego w duchowości jako ciemna noc. W jednym z listów pisała: „Ludzie zwracają się do mnie słowami: Siostra zawsze taka radosna, uśmiechnięta, tylko pozazdrościć... Myślę sobie wtedy: gdybyście tylko wiedzieli".


W myśl zasady życia duchowego, iż im większe ciemności panują w duszy osoby oczyszczanej, tym więcej światła otrzymują ci, którzy się z nią stykają, wszyscy, którzy mieli okazję spotkać Matkę Teresę osobiście, świadczyli o niebywałym pokoju i radości, których doświadczali. Ona sama postanowiła przyjąć doświadczenie opuszczenia przez Boga, jeśli tylko taki stan przyczyni się do większej korzyści jej bliźnich oraz ucieszy Boskiego Oblubieńca.


Gdy w 1986 roku Jan Paweł II kończył swą pielgrzymkę do Indii, obiegli go dziennikarze. -Ta podróż musiała być długa i szalenie wyczerpująca - mówili. A on uśmiechnął się: - Nie była to podróż trudna, wręcz przeciwnie, była to bardzo łatwa podróż apostolska, gdyż miałem przy sobie Matkę Teresę. Gdy mówiłem ludziom o chrześcijaństwie i o miłości, wystarczyło wskazać palcem Matkę Teresę i powiedzieć im: chrześcijaństwo to Matka Teresa. Od razu rozumieli
wszystko.


  • Kalendarium:.