Z Tomkiem na koniec świata - książki o Tomku Wilmowskim

K

publikacja 31.07.2006 16:12

Tomka znam od dawna, będzie już ze dwadzieścia lat. To spory szmat czasu. Prawie tak wielki, jak odległości jakie wspólnie z nim przemierzyłem. Było się to tu to tam. Z niejednego pieca się chleb jadło. Często też nie był to piec. Czasem było to palenisko w lepiance, czasem ognisko w sercu puszczy.

Z Tomkiem na koniec świata - książki o Tomku Wilmowskim

Lęku nie odczuwałem, nawet gdy ogarniała nas ciemność, a z dokoła dochodziły pomrukiwania dzikiego zwierza. Tomek miał w sobie coś, co pozwalało czuć się pewnie w jego towarzystwie. Zresztą, jego nieodłącznym kompanem był barczysty bosman. Choć osiłek ten najlepiej czuł się na morzu, to i całkiem nieźle radził sobie jako szczur lądowy.

Właściwie nie pamiętam naszego pierwszego spotkania. Ale to chyba babcia przedstawiła mi tego niezwykłego chłopaka. Stał się towarzyszem najszczęśliwszych lat mojej młodości. Do dziś wspominam go ciepłym sercem. Co się dzieje z Tomkiem przez ostatnie lata, tego nie wiem. Jakiś miesiąc temu znalazłem notatki z jego ostatniej podróży, ale ba!.. notatki te sporządzone zostały również wiele lat temu. Wynika z nich, że dorosły już Tomasz, przeżył wraz ze swoją żoną, mrożące krew w żyłach przygody w Egipcie. Jak zwykle wyszedł z nich bez szwanku. Co więcej, ubogacony kolejnymi doświadczeniami oraz wiedzą. Podobno chciał jeszcze pojechać na Alaskę... Ale słuch po nim zaginął.

Tomek zawsze mnie zadziwiał swym umiłowaniem geografii, znajomością biologii, i lekkością słowa, gdy mówił o historii. Imponująca była bystrość jego umysłu i szlachetne serce. Nigdy nikomu nie odpłacał złem, choć sam niejeden raz doznał zła od innych. Kochał świat i jego tajemnice. Współ-odczuwał z tymi którym się źle powodziło. Zawsze starał się pomagać potrzebującym. Święty Franciszek byłby chyba dumny z Tomasza. Jak mało kto, był Tomek przyjacielem nie tylko ludzi ale i zwierząt. Kochał je, podziwiał i zachwycał się nimi. A choć zawód, który wykonywał (już jako młodzieniec!), stawiał go często oko w oko ze śmiercią – czy to od kłów, czy pazurów – to bronią palną posługiwał się Tomek tylko w ostateczności. Tomek, był bowiem łowcą dzikich zwierząt, które dostarczał do ogrodów zoologicznych Europy. I miał niezwykły dar – poskramiania zwierząt spojrzeniem. Chyba też dlatego wzbudzał taki szacunek czy to pośród, żyjących w rezerwatach, północno amerykańskich Indian, czy to na dworze hinduskiej księżniczki, czy też w wiosce leżącej w sercu afrykańskiego buszu.

Tomek miał świadomość różnic jakie występują pomiędzy mieszkańcami różnych kontynentów. Stąd jego wielka wrażliwość na to co nazywamy odmiennością kulturową. Stąd też szacunek dla obcych religii i zważanie na to, by nie wykorzystywać niewiedzy lub zabobonnej wiary innych ludzi, dla swych celów. Parę razy co prawda tak uczynił. Ale nie zabawy, tylko po to by ratować przyjaciół. Mimo to, nie czuł się potem dobrze w swym sumieniu. Dlatego też wyjawiał sekrety swych niektórych „czarów” (np. czarodziejską sztuczkę z monetą, albo podpalenie wody) tym którzy ich nie znali. W niewiedzy zaś pozostawiał tylko tego, kto na to zasługiwał. Piękne z zarazem mocne, męskie cechy charakteru, przejął od swego ojca Andrzeja. Ojciec Tomka był człowiekiem wielkiego serca i ducha.

Oczywiście Tomek, nie był „aniołkiem”. Choć pochwał mu nie można żałować. On sam sobie wypominał, „grzeszek” próżności. Charakteryzowało Tomka niepohamowane pragnienie dzielenia się swoją rozległą wiedzą z otoczeniem. Wystarczyło podsunąć temat, co niejednokrotnie robili jego towarzysze, a z Tomka wylewać się zaczynały potoki słów. O jakże szczęśliwa wina! moglibyśmy jednak zawołać. Ta niby nieskromność Tomka przyczyniła się przecież do pogłębienia wiedzy niejednego jego rówieśnika. I można by tak pisać i pisać, a potem mówić i mówić...

Dziś, po dwudziestu latach, jakie minęły od mego pierwszego spotkania z Tomkiem, chętnie wracam do jego niezwykłych przygód. Bo przygoda pozostaje zawsze młoda i świeża.