Dom zwężony

Krzysztof Błażyca

|

MGN 03/2008

publikacja 05.02.2008 10:30

Jad grzechotnika potrafi zabić, ale też wyleczyć. Jad kobry jest dobry na bóle nerwów, a jad żmii na reumatyzm. Węże budzą strach, obrzydzenie i... podziw.

Dom zwężony fot. Henryk Przondziono

 

Nie tylko grzechotnik potrafi zabić człowieka. Na świecie od ukąszeń węży co roku umierają tysiące ludzi. Już sam widok węża często paraliżuje człowieka. Ryszard i Lilianna Kubik z Żor na Śląsku – hodowcy węży z całego świata – przekonują, że to węże boją się ludzi.
 
Zabije i wyleczy
Węże nie są złe – przekonują hodowcy. To człowiek wykorzystywał je do złych rzeczy. Jadem węży smarowano na przykład groty strzał lub ostrza sztyletów. Taka broń nie dawała szans rannym przeciwnikom. Egipska królowa Kleopatra podrzucała węże więźniom i obserwowała, jak konają od ukąszeń. Chciała wiedzieć, które węże zabijają szybko i bezboleśnie. Sama odebrała sobie życie „przy pomocy” żmii.  Starożytni medycy wiedzieli, że jad węży nie tylko zabija, ale również leczy. Leczono nim krwotoki i opuchlizny. Dziś z jadu węży wykonuje się preparaty lecznicze i różnego rodzaju maści. Jad grzechotnika pomaga na przykład w leczeniu epilepsji. Jad kobry uśmierza bóle nerwów, a jad żmii jest dobry na reumatyzm.
 
Bandyta pyton
Ryszard i Lilianna Kubikowie hodują węże od trzydziestu lat. Do pełzających gadów przyzwyczaiła się też Zuzia, ich dwunastoletnia wnuczka. I nawet lubi ich towarzystwo. Anakondy, pytony, boa dusiciele, inne – kilkanaście różnych gatunków. – Nie trzeba się ich bać. To one są strachliwe – przekonuje hodowca, podczas gdy w jego dłoniach wije się kilka młodych boa. Węże pozamykane są w terrariach. – Co prawda jeden uciekł, ale jest gdzieś w domu – śmieją się Kubikowie. Pan Ryszard przedstawia pytona skalnego. – Mówi się, że to bandyckie węże, najgroźniejsze. Mój Wojtek ma charakter – przyznaje, ale żeby od razu bandyta?... Terraria są podgrzewane, bo wężom trzeba zapewnić odpowiednią temperaturę i wilgotność. W jednym z nich, w rogu, nad grzałką leży zwinięta w kłębek Karolina – samica boa. Oczekuje potomstwa. – Lepiej jej nie przeszkadzać – uśmiecha się pani Lila.
 
Prawdy i mity
Anakonda Andzia może dorosnąć do dwunastu metrów długości. Na razie ma pięć. Nie chce jej się ruszać, bo jest najedzona. Lubi świnki morskie, kury, a nawet króliki. Hodowca stara się karmić je wszystkim, na przykład szczurami, myszami czy chomikami, bo węże przyzwyczajają się do jednego pokarmu. Ich żołądek znajduje się mniej więcej od połowy długości do ogona. Jedzą przeważnie raz na tydzień, albo dwa. – Jeden boa nie jadł przez 8 miesięcy – opowiada pan Ryszard. – Od urodzenia. Aż pewnego dnia, w naszym pokoju połknął mysz w mgnieniu oka – śmieje się. Nie hipnotyzują swoich ofiar – to jeden z mitów o wężach. Wąż wpatruje się po prostu w głowę ofiary, w jej ruchy i w odpowiednim momencie rzuca się na nią. Gdy złapie, wtedy dusi. Taniec kobry, której przygrywa fakir, to trik również wymyślony przez ludzi.  – Węże są głuche – zapewnia hodowca. – Nie tańczą, tylko wodzą spojrzeniem za instrumentem. 
 
Przyjazny zapach
Kubikowie poświęcają wężom codziennie kilka godzin. Kiedy sprzątają terrarium duże węże mogą być agresywne. – Boją się – tłumaczy pan Ryszard – ale gdy poznają mnie po zapachu, uspokajają się. Wystarczy, że na nie dmuchnę – dodaje hodowca. Najmniej pracy jest przy tych małych – pan Ryszard pokazuje boa piaskowego. To najmniejszy dusiciel świata – wyjaśnia. – Dorasta zaledwie do 80 centymetrów. Wygląda niewinnie. Ma chłodną, delikatną skórę. – Jak często węże zrzucają skórę? – pytam na koniec. – Nie skórę, tylko wylinkę, czyli zewnętrzną powłokę skóry – prostuje hodowca. – Ona jest jak ubranie. Gdy jest za mała, węże po prostu z niej wychodzą. Chwilę potem my też wychodzimy – wężykiem, z domu pełnego węży.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.