Rzeczy o niebo ważniejsze

Marcin Jakimowicz

|

MGN 05/2007

publikacja 02.04.2007 10:56

Dowód 5. Wygrywała konkurs za konkursem, telewizyjną „Szansę na sukces”, festiwal debiutów w Opolu, zabiegało o nią Ich Troje. Viola zaszyła się w czterech ścianach pokoju. I wcale tego nie żałuje. Zwariowała?

Rzeczy o niebo ważniejsze Viola Brzezińska promienieje od kiedy zrezygnowała z robienia kariery fot. JÓZEF WOLNY

Całe życie Viola Brzezińska marzyła o zrobieniu kariery, a gdy w końcu marzenia zaczęły się spełniać… uciekła. Dzisiaj promienieje. Zaraża uśmiechem wszystkich dookoła. W jednej z ostatnich piosenek śpiewa o sobie, że jest… druga po Bogu. I tak jest naprawdę. Wystarczy na nią spojrzeć.

Dżinsy za bilet
– Jedziemy do Warszawy na jakiś musical. Grają „Skrzypka na dachu” i „Metro”. Co wybieracie? – nauczycielka giżyckiego liceum spojrzała pytająco na uczniów. – Jedziemy na „Metro – krzyknęła głosem nieznoszącym sprzeciwu Viola Brzezińska. Klasa posłusznie obejrzała słynny spektakl Józefowicza i Stokłosy. Viola była zachwycona. Rozradowana wróciła do domu i zaczęła kombinować: „Jakby tu zobaczyć musical jeszcze raz? Skąd wziąć na to pieniądze? W jej głowie zaświtała pewna myśl. Pobiegła do biura Orbisu. – Będę rozwieszała ogłoszenia w szkołach i organizowała grupy, a wy udostępnicie nam autokar. Pasuje? – zapytała. Pomysł wypalił. Gdy kiedyś zabrakło jej pieniędzy na bilet, sprzedała swoje dżinsy i plakaty muzycznych idoli i pojechała.
Śpiewała od dziecka. Do dziś mieszkańcy Giżycka wspominają jej głosik znad piaskownicy i z huśtawki. Tata robił jej często quizy. W radiu leciała jakaś piosenka, a on pytał: Kto to śpiewa? Viola zgadywała. Tata zginął w wypadku samochodowym, gdy była nastolatką. Oparcie znalazła w mamie. Do dziś bardzo za sobą tęsknią, a gdy tylko Viola wraca do domu, długo gadają, a potem czasami odmawiają razem Różaniec.

Marzenia się spełniają
Młodziutka Viola wiedziała, czego chce. Co miesiąc jeździła z rodzinnego Giżycka do Warszawy na lekcje śpiewu. Udzielała ich Elżbieta Zapędowska, wymagająca jurorka telewizyjnego „Idola”. To, co wydarzyło się później, przeszło najśmielsze marzenia dziewczyny. Słysząc jej śpiew, pani Elżbieta bez wahania umówiła ją na spotkanie z twórcami musicalu. Januszowie Józefowicz i Stokłosa z miejsca przyjęli ją… do „Metra”. Viola, która kiedyś sprzedawała dżinsy, by je zobaczyć, teraz grała w nim główną rolę! Niedługo potem wygrała dwa wielkie muzyczne konkursy: popularną telewizyjną „Szansę na sukces” i koncert debiutów w Opolu. Muzyczna scena stanęła przed nią otworem, mogła przebierać w bardzo korzystnych propozycjach. Ku zaskoczeniu ludzi „z branży” zaczęła odrzucać ofertę za ofertą. Nie przyjęła zaproszenia od Ich Troje, a przecież za tym zespołem stały wielkie pieniądze i sława.

Wyścig szczurów? Nie, dziękuję
Coś w niej pękło. – Całe życie marzyłam o zrobieniu kariery, a gdy w końcu marzenia zaczęły się spełniać, sława zaczęła mi bardzo dokuczać. Myślisz, że jeśli coś osiągniesz, będziesz bardzo szczęśliwy. Ale gdy w końcu to otrzymujesz, gdy Pan Bóg mówi: „Masz”, to ze zdziwieniem zauważasz: „Kurcze, to nie tak miało wyglądać!”. Ilu ludzi myśli: gdybym miał dużo kasy, to dopiero byłbym szczęśliwy. Guzik prawda! Doświadczyłam tego na własnej skórze, spróbowałam i… uciekłam. Viola, gejzer radości, dusza towarzystwa, po wygraniu koncertu w Opolu... zaszyła się w domu. Z nieba lał się żar, a ona nie wychodziła nawet nad pobliski Niegocin. Dlaczego? – Cala ta otoczka show-biznesu rozczarowała mnie. To wyścig szczurów. Często na scenie ludzie udają innych niż są w rzeczywistości. Dzisiaj nie potrafiłabym śpiewać piosenek o niczym, grać koncertów dla podchmielonych facetów, których tak naprawdę nie interesuje to, o czym śpiewam. Mała Viola z wypiekami na twarzy śledziła wręczanie nagród – Oscarów. – Wyobrażałam sobie – opowiada – że to ja otrzymuję statuetkę. Ale dorosłam – wybucha śmiechem – i moje iluzje opadły. Zobaczyłam coś bardzo smutnego. Z każdej strony dotyka cię zazdrość. Zdarzało się, że śpiewałam w „Metrze”, a koleżanki wyrywały mi z ręki mikrofon albo podstawiały nogę. Naprawdę! Miałam dość tych przepychanek. Tęskniłam za wolnością. A dawał mi ją tylko Jezus.

Do widzenia. Rezygnuję
Kiedyś Viola wzięła udział w castingu. – Niewinna sesja zdjęciowa, reklamówka jakichś soków – opowiada. – Nagle fotograf powiedział: „A teraz proszę zdjąć koszulkę”. Rzuciłam krótko: „Do widzenia! Rezygnuję”. Jestem szczęśliwa w tym, co robię. Pan Bóg otworzył przede mną całe niebo. W jednej z najświeższych piosenek Viola śpiewa o sobie, że jest… druga po Bogu. I tak jest naprawdę. Wystarczy na nią spojrzeć. Promienieje. Zaraża uśmiechem wszystkich dokoła. Opowiada o tym piosenkami. Właśnie przygotowuje dwie płyty: jedna o zachwycie Bożą miłością i druga – cztery pory roku widziane oczami kobiety. Obie wyjdą jesienią. Gdy wraca do Giżycka, czasami zaczepiają ją ludzie. Znają ją, była Giżyczanką Roku. – Pani Violu, czemu pani nie widać w telewizji? – pytają. – Nie zależy mi na tym – odpowiada Viola z uśmiechem. – Dla mnie oklaski nie są najważniejszą rzeczą w życiu. Są rzeczy o niebo ważniejsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.