Bogactwo przyjaźni

publikacja 08.10.2008 21:40

Czytam listy na stronie i nie potrafię się powstrzymać przed komentarzem. Pozwolę sobie przedstawić moje zdanie na temat wyłączności w przyjaźni. Licealistka, kl. II

Nie mam w klasie swojej nierozłącznej przyjaciółki. W ogóle nie mam nierozłącznej przyjaciółki, i choć czasem z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy takową przyjaźń przeżywałam, jednak cieszę się z tego, że mam teraz wielu przyjaciół, nawet nie jedną, bo kilka grup - a to przyjaciele ze scholi, to z rekolekcji, to znowu z obozu... Z nimi wszystkimi utrzymuje kontakty, spotykamy się. W klasie mam wiele koleżanek - i - tak jak Pani napisała - z każdą, no może z większością, można rozmawiać o
czymś innym. Z Agatą - kiedy chcę coś zorganizować w kaplicy, z Asią - kiedychcę się dowiedzieć o słówka z niemieckiego, z Moniką - aby zorganizować jakąś akcję czy imprezę, od Ewy pożyczę zeszyt, od Kasi kserówki z angielskiego, Ania zawsze pamięta o zastępstwach, Marlena z Agnieszką opowiedzą
coś śmiesznego... wymieniać dalej? Wystarczy. I sądzę, że taki układ, że ma się wielu znajomych, jest dobry. A co do tych spotkań, to w sobotę wybieram się do Krakowa, aby zobaczyć się z moimi przyjaciółkami z rekolekcji. Wiem, że będzie wiele tematów do rozmowy i 2 dni nie wystarczą nam, aby się nagadać ;).
Jeśli chodzi o godzenie się z przyjaciółką, to pamiętam z czasów gimnazjum, kiedy moja przyjaciółka się na mnie obraziła (o co? - mniejsza, sama nie pamiętam czy powód był ważny czy błahy). Nie odzywała się jakiś czas, po czym udało mi się jakoś sprowokować rozmowę i trochę jej weszłam na ambicję, mówiąc coś w tym stylu: "Chyba nie będziemy się wygłupiać i nie odzywać się do siebie, co? Przecież mamy sobie wybaczać, prawda? Skończmy już z tą złością, ja się nie gniewam, a Ty?". To ją rozbrajało i wszystko wracało do normy.


Więcej listów:






















zadaj pytanie...