publikacja 25.01.2007 22:10
Czytam listy moich rówieśników i widzę, że mamy podobne problemy. Ja moje przezwyciężyłam. A zaczęło się typowo. Znalazłam przyjaciółkę, była świetna, ale powoli zaczęła mieć na mnie zły wpływ. Chciała mnie odciągnąć od Kościoła. Gimnazjalistka, kl. III
W styczniu zeszłego roku zaczęła próbować wpłynąć na moją wiarę i na to, abym wystąpiłą ze scholi. Nie zgodziłam się. Ona ciągle próbowała na siłę mnie "nawracać" na swój sposób myślenia: książki, muzyka, filmy.Obraziła się kiedyś o to, że w pamiętniku na pierwszym miejscu
postawiłam Kościół i rodzinę, a nie ją.
Bałam się jej. Była w stosunku do mnie bardzo agresywna. Próbowałam wpłynąć na jej
zachowanie, ale niestety nie mogłam. To ona miała władzę nade mną, a nie ja nad nią. Właściwie nawet nad sobą nie miałam wtedy władzy. Byłam od niej uzależniona. Wreszcie powiedziałam jej, że to koniec i nie chce sie z nia przyjaźnić. Pomogłami w tym starsza koleżanka ze scholi, której bardzo ufam. Ciężko było mi sie wewnętrznie. NIedługo potem zaprzyjaźniłam się z trojką osób ze scholi. Byłam z nimi tak szczęśliwa przez 4 miesiące, po czym odsunęliu sie ode mnie bez słowa. Potem poznałam kolegę, i dołączyła do nas ona - dałam jej szansę. NIe dało się długo wytrzymać, ona skłóciła kolegę ze mną, więc wszystko sie rozpadło.
Przez to rozstanie cierpiałam bardzo. Znalazły się jednak osoby, które mi pomogły. Moja mama i pani pedagog szkolna. Zawdzięczam im powrót do normalności.
I tu mi się jedna rzecz nasuwa. Nastolatki nie rozmawiaja z rodzicami, bo twierdzą, że ci nie zrozumieją. A to właśnie oni najlepiej potrafią pomóc. Sama sie przekonałam. Warto nie tracic kontaktu z rodzicami.
Teraz żyję w izolacji od niej i od tego kolegi. Choć on próbuje stale mnie zdenerwować, na przykład wyzywając mnie na gg, plotkując o mnie w szkole. Jego koledzy na mój widok gwizdają. Ale mnie jakoś to nie przestraszy. Wierzę, że juz za kilka miesięcy, kiedy pójde do liceum, będzie lepiej.
W klasie czasem ze względu na moją przynależność do scholi przezywaja mnie. Dziecinada... Nie wiedzą, co ważne i wartościowe. A ja się tym nie przejmuję.
Często też dokuczają mi ze względu na moje oceny. Mam najwyższą średnią w klasie i biorę udział w wielu konursach przedmiotowych, więc uważaja mnie za kujona. No cóż. I tym sie nie przejmuję.
Nie pytam o radę, nie proszę teraz o pomoc. Jestem szczęśliwa, że udało mi się wyrwać ze szponów niebezpiecznej przyjaciółki (która, a propos, pije teraz, pali - a tak to potępiała...). Pomimo, że moje kolejne przyjaźnie także kończyły się szybko, to jestem szczęśliwa, że zostałam sobą i nie uległam wpływom otoczenia. Nie mam chłopaka, bo mi na tym nie zależy - dbam o siebie, ale nie mam figury modelki, nie chodzę na dyskoteki, bo lubię inną muzykę niż techno, nie maluję się. Udwadniam tym, że można być szczęśliwym bez tego. Pomaga mi wiara, Msze święte także te w ciągu tygodnia, modlitwa i pieśni oraz piosenki religijne, których bardzo lubię słuchać z licznie zgromadzonych nagrań (m.in.
muzyka lednicka) oraz we własnym wykonaniu z akompaniamentem gitary. Podporą jest dla mnie mama. Mimo, że jestem postrzegana jako kujon, dewotka, nudziara, sztywniak, to jednak czuje radość w sercu, że mam swoje zdanie. Życzę tego wszystkim.
"Chcę tak jak On mieć tyle siły by trwac i mówic "nie!" gdy cały świat krzyczy "tak!", chce wierzyć że potrafię siebie dać tam, gdzie już nikt nie widzi żadnych szans"
To tekst piosenki, który pomagał mi w trudnych chwilach.
Gimnazjalistka
Więcej listów: