Ta wariatka, miłość

Iza Paszkowska

|

MGN 02/2007

publikacja 05.01.2007 13:28

W piątej klasie Ewa zauważyła chłopca. Na każdej przerwie był w pobliżu. Dowiedziała się, że jest dwa lata starszy i że nazywa się Staś.

Ta wariatka, miłość fot. HENRYK PRZONDZIONO

To było 40 lat temu. Dzisiaj Ewa i Stanisław są małżeństwem. Jedna z ich córek, Marta, kiedy była w czwartej klasie szkoły podstawowej, w konkursie literackim wybrała temat: „Tylko miłość, wariatka, ta sama”. Napisała o swoich rodzicach. O ich pierwszej i jedynej miłości.

Delikatna obecność
Ewa kładzie przede mną nagrodzoną osiem lat temu pracę swej młodszej córki Marty. Czytam: „W piątej klasie Ewa zwróciła uwagę na chłopca, który na każdej przerwie był w pobliżu. Nic nie mówił, tylko ją obserwował. Kiedy przyjrzała mu się uważnie, stwierdziła, że jest dużo wyższy od innych kolegów, nieśmiały i dwa lata starszy”. Przez pół roku 12-latka i 14-latek spoglądali tylko na siebie z daleka. To im zupełnie wystarczało. Minęło 40 lat. Siedzimy razem w ich niewielkiej kuchni: Ewa, jej mąż i ich dwie córki. Czy Staś powiedział wtedy Ewie o swoich uczuciach? Czy prosił o chodzenie? – Gdzie tam! – śmieją się oboje. Staś po prostu czuł, że musi być wszędzie tam, gdzie ta niezwykła, dwa lata młodsza brunetka, wzorowa uczennica, chętnie biorąca udział w zajęciach sportowych, zaangażowana w harcerstwo. Ewa dostrzegała obecność Stasia, ale nawet nie zastanawiała się, co zrobić, by dać mu to poznać, by dać mu do zrozumienia, że wie...

Niekończące się rozmowy
Okazją do bliższego poznania stały się zajęcia Szkolnego Koła Sportowego. Ewa i Stanisław nie pamiętają już dzisiaj, czy dziewczyny i chłopcy mieli treningi w tym samym czasie, czy też on starał się na nią czekać. On grał w piłkę ręczną, ona trenowała biegi i skoki. Grupy dziewczyn i chłopców dopingowały siebie wzajemnie podczas meczów lub zawodów. Kiedyś podał jej swój zegarek. – Przypilnuj mi – poprosił. Jeszcze dzisiaj uśmiechają się na wspomnienie tej chwili. Gdy Ewa wracała do domu, zauważyła, że Staś idzie za nią. Okazało się, że... mieszkają na tej samej ulicy! To był początek przyjaźni. Całe godziny spędzali razem na różnych zajęciach, głównie sportowych. A potem jak najdłuższą drogą wracali. – To nie było chodzenie – zastrzegają się – przecież tylko szliśmy w kierunku swoich domów. On znał jej rozkład dnia. Gdziekolwiek wychodziła, sylwetka Stasia majaczyła Ewie w oddali. Potem zaczęły się wspólne spacery z psem, wyjścia całą grupą na lodowisko, wyprawy rowerowe. – Nie było mowy, by Staś odwiedzał mnie w domu – wspomina Ewa. – Szukałem tylko pretekstów, by coś oddać, pożyczyć, zapytać – dodaje jej mąż. Kiedyś w dniu swoich imienin Ewa pokazała Stasiowi przez okno, że wyjdzie o 15.00. Chłopak zrozumiał, że ma czekać 15 minut. Sterczał cierpliwie pod oknem kilka godzin. – Dopiero przed wojskiem, gdy miałem 19 lat, zacząłem przesiadywać w domu przyszłej narzeczonej – wspomina Stanisław.

Zawsze razem ze sobą
„Lata mijały, a ich przyjaźń trwała. Lubili chodzić do pobliskiego kina. Raz się pokłócili. Ewa poszła na film z innym kolegą. Usiedli na swoich miejscach. Jedno krzesło obok Ewy było wolne. Przed kroniką filmową przyszedł i usiadł na tym miejscu Staś. Ewa tkwiła między dwoma chłopakami, którzy w tym momencie nienawidzili się, a ona też nic z filmu nie miała. Od tego czasu chodzili do kina zawsze razem” – pisała Marta, ich córka, w swej pracy konkursowej. Kiedy Wasza szkolna przyjaźń zmieniła się w coś więcej? – pytam. – Chyba wtedy, gdy zapytałeś, czy będę odpisywała na Twoje listy?... – zastanawia się głośno Ewa. Wtedy była już uczennicą liceum, a Staś musiał odsłużyć dwa lata w wojsku. Potem były oficjalne zaręczyny i po pół roku ślub. „To był dobry wybór, bo są razem do tej pory, a upłynęły już 32 lata. Nie są sami. Mają nas: mnie i moją starszą siostrę. Długo na nas czekali, ale w końcu jesteśmy i tworzymy szczęśliwą rodzinę” – napisała w podsumowaniu Marta.

Zawsze razem z rodziną
W ich małej kuchni każdy ma swoje miejsce przy stole. Pies też. W pobliżu, na kocyku. Odkąd na świecie pojawiły się dziewczynki, Ewa zrezygnowała z pracy zawodowej. Obiady zawsze jedzą razem. Czasami trzeba czekać na tego, kto ma dłużej zajęcia. Komu głód bardzo daje znać o sobie, przełyka szybko trochę zupy, ale bez wspólnego obiadu nie wyobrażają sobie dnia. To okazja do rozmów, które, gdy tylko to możliwe, przeciągają się. Szczególnie wtedy, gdy w domu pojawia się babcia – opoka całej rodziny. Wszystko trzeba dokładnie omówić i zaplanować. I wspólne wyjazdy na Mazury, i rodzinną imprezę ze śpiewem przy gitarze. Od wiosny do jesieni każdą wolną chwilę spędzają na działce. Tam pracują i odpoczywają. Córki Ewy i Stanisława są coraz starsze. Agnieszka już studiuje i pracuje. Ma też swój krąg przyjaciół, ale zawsze chętnie w soboty razem z Martą wskakują na rowery i wpadają do ogrodu. Bo przecież trzeba spotkać się i pogadać z rodziną!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.