A początkiem mojej przygody z "MGN" była moja babcia...

publikacja 11.12.2008 10:09

Kłaniam się pięknie. Wszystko zaczęło się kilka lat temu, gdy będąc z zimową wizytą u mojej babci zauważyłam na jej małym stoliczku położone jakieś pismo. Zapytałam babci jaki jest jego tytuł, bo wtedy jeszcze nie za dobrze czytałam?

Babcia grzecznie objaśniła mi wszystko i wieczorem, gdy w jej piecu figlarnie tańczyły płomyki dające błogie ciepło, przeczytała mi ona kilka jego stron.

Spodobało mi się to, co tam było napisane i odtąd już zawsze babcia "załatwiała" mi Małego Gościa Niedzielnego".

Teraz, gdy jestem już starsza, sama dbam o to, aby każdy nowy numer "Małego Gościa Niedzielnego" nie ominął mojego adresu zamieszkania i co miesiąc zaszczycał mnie swą obecnością!

Jeżeli chodzi o moją opinię na temat tego miesięcznika to można zdefiniować ją jednym zdaniem, może tak troszkę dziwnym, ale popularnym w kręgach młodych osób, a mianowice: "Trafiony Zatopiony"!!!

To znaczy, że wszystko jest OK!

Odpowiednio dobrane tematy, rozrywka, fajne zdjęcia, kącik porad i humoru, konkursy i poczytna tematyka powoduje, że Mały Gość Niedzielny nigdy nie nudzi.

Ważne jest także to, że też "nie gorszy" czytelników jakimiś rozwiązłymi tematami i nie sugeruje jakieś niezdrowej mody, pędu ku czemuś za wszelką cenę, a uczy pokory, zrozumienia, rozmowy z Bogiem, poszanowania bliźniego itp.

Jednym słowem uczy nas, a przynajmniej stara się nauczyć Naszego Świata i naszego bytu w nim, dla jego rozwoju i tylko dobra wszystkich ludzi w nim żyjących i to nie tylko tych wierzących!

Mały Niedzielny Gość - to Wielki "Ktoś", Wielkie "Coś"!

Na zakończenie przesyłam wszystkim pozdrowienia.

Arleta Brachaczek