Ostatnia deska ratunku

Gabriela Szulik

|

MGN 04/2007

publikacja 16.06.2008 12:20

Dyrektor wezwał klasę do swego gabinetu. Jacek stał z przodu. Wylądujesz w poprawczaku! – krzyknął mu w twarz zdenerwowany dyrektor

Ostatnia deska ratunku Dyrektor Jacek Jachim jest przekonany, że chłopcy z ośrodka wychowawczego mogliby być naprawdę dobrymi ludźmi fot. HENRYK PRZONDZIONO

Niedawno podczas spotkania klasowego Jacek przypomniał to zdarzenie ówczesnemu dyrektorowi podstawówki: – Tylko że ja, panie dyrektorze, wylądowałem nie w poprawczaku, a w ośrodku wychowawczym, i nie jako wychowanek, ale jako dyrektor. Jacek Jachim od siedemnastu lat pracuje w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Nysie. Najpierw był wychowawcą, a od pięciu lat jest dyrektorem.

Za gumki do włosów
Wjeżdżamy do Nysy. Tuż za kościołem św. Elżbiety stoi dawny budynek klasztorny ojców franciszkanów. Wielkie, przyciężkawe drzwi otwierają się bez trudu. Wchodzimy do ośrodka. Nie ma ochrony, portierni. Prowadzi nas strzałka. W drzwiach na piętrze mijamy, chyba nauczyciela z uczniami – Dzień dobry – pozdrawiają grzecznie. – Do dyrektora? To tam, prosto i w lewo, ostatnie drzwi po prawej. Gdyby nie tablica z godłem Polski przy drzwiach, informująca o ośrodku wychowawczym, można by mieć wątpliwości, że to jego wychowankowie. Bo trafiają tu za wszystko, jak mówi dyrektor Jachim: za włamania, za rozboje, za narkotyki, za współudział w morderstwie, ale i za kradzież... gumek. – Miałem takiego chłopaka – zaczyna opowiadać. – Trafił do nas, bo wywalił szybę w kiosku i ukradł 10 gumek, takich kolorowych, do włosów. Okazało się, że ma chorą matkę, dwie młodsze siostry, z których dzieci w szkole śmiały się, że są lumpiarami. Chłopak zrobił to dla nich. Zajęliśmy się nim i on jako pierwszy w historii, a ośrodek istnieje 55 lat – dostał świadectwo z czerwonym paskiem. Był rewelacyjny. Bardzo pracowity, nie brał udziału w żadnych bójkach. Skończył kurs ratownika. Uratował nawet komuś życie.

Święte słowo dyrektora
Przerywa nam telefon z warsztatów. Nauczyciel przekazuje słuchawkę uczniowi. – Masz pięć minut, chłopie, na zmianę zachowania – mówi zdecydowanie dyrektor – bo inaczej pan Kaziu wzywa policję i lądujesz w Prudniku. Zrozumiałeś? A jak wrócisz, zameldujesz się u mnie. Chłopcy wiedzą, że słowo dyrektora jest święte. Jak coś obieca, nie ma odwołania. – W takiej placówce nie ma nic gorszego jak nie dotrzymać słowa – mówi Jachim. Choćbyś tylko obiecał, że dasz mu jutro lizaka i nie dasz, nie zapomną ci tego do końca. Na przykład kiedyś obstawialiśmy mecz i założyłem się z chłopakami o wynik: „Panowie, jak przegracie, szorujecie lamperię do białości”. No, a co dyrektor? – zapytali od razu. Ja będę zamiatał plac przed budynkiem. No i przegrałem. Wziąłem miotłę i grzecznie zamiatałem. To te chwile, kiedy chłopcy widzą, że wymagania działają w obie strony. Dyrektor pójdzie z nimi pograć na boisko, a kiedy trzeba, przeprowadzi trudną, zdecydowaną rozmowę. Wtedy waży się ich los, ale decyzja zawsze należy do chłopaka, gdy dyrektor mówi: „Facet, mam na ciebie taki materiał. Od ciebie zależy, czy pojadę z nim do prokuratury, czy też podejmujesz jeszcze jedną próbę zmiany w postępowaniu, czy chcesz być bandytą, czy jednak będziesz próbował”. – To nie jest walka z wychowankiem – podkreśla Jacek Jachim – ale walka o wychowanka.
Wstyd
Dyrektor jest przekonany, że chłopcy z ośrodka mogliby być naprawdę dobrymi ludźmi, ale domy mają takie, że... Nie wytrzymują, gdy w kilkunastoosobowej rodzinie przypada 40 zł na osobę i zaczynają kraść. Czy wstydzą się tego, czy żałują? – Trudno powiedzieć – mówi Jachim. – Oni rzadko ujawniają swoje uczucia. Ale kiedy przyjechała telewizja i filmowali ich na lekcji, zasłaniali twarz kapturem. Pytam: „Dlaczego się zasłaniasz?”. „Bo ja się wstydzę, że tutaj jestem”.
Wstydzą się, że ich ktoś rozpozna, a jeszcze nie wstydzę się tego, co zrobili. – Wprawny wychowawca będzie nad tym pracował. Nie zawsze są efekty, ale próbować trzeba – dodaje dyrektor. – Nawet w Piśmie Świętym jest napisane, że lekarza nie posyła się do ludzi zdrowych.
W ośrodku chłopcy uczą się od poniedziałku do soboty włącznie. – Nie marnujemy ani chwili – śmieje się dyrektor. – I tak mamy niewiele czasu na to, żeby coś z tymi chłopakami zrobić. Już w gimnazjum przygotowują się do wykonywania zawodu. – Praca to jedna z najlepszych metod wychowawczych – uważa dyrektor. – Zawsze im powtarzam, że bez pracy nie ma kołaczy. Niektórzy bardzo dotkliwie przekonują się o tym na własnej skórze, kiedy muszą na praktykę do piekarni wstać o piątej rano.
Inni uczą się stolarstwa czy ślusarstwa w Centrum Kształcenia Praktycznego. Praktykują w normalnych warunkach, jak w przedsiębiorstwach. – Nie ma jakiejś lipy, że potem idzie gdzieś w Polskę do pracy i okazuje się, że nie mają kompletnie pojęcia, jak włączyć jakieś urządzenie – podkreśla dyrektor. Chłopcy produkują konkretne elementy, pracują w normalnych warunkach. Za zarobione pieniądze mogą sobie kupić kurtkę czy buty. Teraz na przykład zbierają pieniądze na prawo jazdy.

Szóstka na początek
W ośrodku nie ma przegranych. – Każdy ma szansę – mówi dyrektor. – Na dzień dobry dostaje ode mnie najwyższą ocenę, szóstkę. Nie interesuje mnie przeszłość. On od chwili gdy przychodzi do nas, pracuje na swój wizerunek i albo mu ta szóstka zostanie albo ocena leci w dół. To on podejmuje decyzje. – Tego ich uczymy – dodaje Jacek Jachim. – U nas nie robi się niczego na gwizdek: wstajemy, myjemy się, sprzątamy itd. Każdy chłopak musi nauczyć się sam podejmować decyzje. Nie wychowawca. Dlatego między innymi drzwi są cały czas otwarte, bo pierwsza decyzja każdego kto do nas przychodzi, to: zostać albo uciec. Tylko, że ucieczka prowadzi albo do więzienia, albo do poprawczaka, a to już pierwszy stopień do piekła, a u nas – zawsze im to powtarzam – jest ostatnia deska ratunku.
Zapalamy w nich taki mały płomyk nadziei na zmianę. On się jarzy. I gdy jak przyjdzie wielki wiatr, deszcz, to go zagasi. Nie będzie wiatru w ogóle, to też może zgasnąć. Musi być odpowiedni powiew, który będzie go rozpalał. – My ich dostajemy na 2, 3, góra 4 lata, a rodzice mieli ich przez 15 lat i zniszczyli w nich całą wrażliwość. My mamy tak naprawdę tylko chwilę, żeby im pomóc, żeby rozpalić w nich ten płomyk – mówi na koniec dyrektor. – Dlatego żadnego dnia nie możemy zmarnować, żadnej sytuacji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.