Miasta widma

Adam Śliwa

|

MGN 04/2011

publikacja 11.03.2011 09:44

Tu czas się zatrzymał. Ulicami wiatr przerzuca śmieci, puste okna straszą porwanymi firankami. I wszędzie niepokojąca cisza.

Miasta widma Prypeć i upiorne wesołe miasteczko. Nigdy nie używane samochodziki są jednymi z najbardziej napromieniowanych fot. PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO

Opuszczano je po katastrofach, wojnach albo na przykład, jak polskie Kłomino, z powodów politycznych. Istnieją miasta nieistniejące, takie jak Prypeć w Ukrainie, Oradour-sur-Glane we Francji czy Centralia w USA w stanie Pensylwania. Miasta widma.

RADIOAKTYWNE MIASTO
Prypeć wybudowano specjalnie dla pracowników elektrowni atomowej w pobliskim Czarnobylu. 26 kwietnia 1986 r. miasto przygotowywało się do obchodów Święta Pracy. Nikt nie przeczuwał, że za kilka godzin całkowicie zmieni się życie jego mieszkańców. Codzienny gwar przerwał nagle komunikat. Z reaktora jądrowego wybuchł wodór i koniecznie trzeba opuścić miasto. Ludzie zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wiedzieli, że już tu nigdy nie wrócą. Na Prypeć spadł radioaktywny pył. Dziś promieniowanie nie jest już tam tak wysokie. Są jednak miejsca, gdzie dawka może być zabójcza. Miasto widmo robi niesamowite wrażenie. Szkoły z pozostawionymi książkami, zabawkami i maskami przeciwgazowymi dla dzieci, basen straszący odrapanym tynkiem i powybijanymi szybami. Porozrzucane w mieszkaniach sprzęty pokryte grubą warstwą kurzu. Plakaty przygotowane na pierwszomajowe Święto Pracy. Upiorny szpital straszący białymi rdzewiejącymi łóżkami, potłuczonymi lekami i pożółkłymi kartami pacjentów. A w centrum wesołe miasteczko, które wesołe nigdy nie było, bo jego otwarcie zaplanowano na 1 maja, czyli kilka dni po wybuchu. Do poprzewracanych samochodzików lepiej nie podchodzić. Tam promieniowanie jest zbyt duże. Nad miastem widmem wciąż góruje złowrogi reaktor nr 4, przyczyna upadku miasta, które istniało tylko 16 lat.

ZATRZYMANY CZAS
W ciepłe lato do francuskiego Oradour-sur-Glane nawet w czasie wojny przyjeżdżało sporo ludzi. Szczególnie w dni, w których w miasteczku odbywał się targ. Tak było też i w czerwcowe przedpołudnie 1944 roku. Koszmar wojny powoli miał się ku końcowi, chociaż to miejsce i tak szczęśliwie omijał. Nagle z oddali coraz wyraźniej dało się słyszeć szum zbliżających się motorów. Do Oradour-sur-Glane wjechali Niemcy. Tu esesmani postanowili się zemścić. Zmotoryzowana kolumna 2. dywizji pancernej SS Das Reich przesuwała się na północ Francji. Raz po raz przeszkadzali jej francuscy partyzanci. W jednej z miejscowości zabito okrutnie ofi cera niemieckiej jednostki. Ta śmierć musiała być pomszczona. Wściekli żołnierze niemieccy spędzili wszystkich mężczyzn z Oradour-sur-Glane do stodół i rozstrzelali. Kobiety i dzieci zamknęli w kościele, a kościół podpalili. Zamordowali prawie wszystkich. 642 osoby. Przeżyła tylko Marguerite Rouffanche, pięciu mężczyzn i dziecko. Dla upamiętnienia tych wydarzeń Oradoursur-Glane nigdy nie odbudowano. Wśród zrujnowanych budynków rdzewieją samochody, w tym samochód burmistrza. Kamienne domy straszą osmolonymi oknami. Pozostawione zegary zatrzymano na godzinie śmierci Oradour. Przy wjeździe do miasta stoi pomnik z jednym słowem – „Pamiętaj”.

DYMIĄCE MIASTO
Centralia, spokojne amerykańskie górnicze miasteczko. Dzięki pokładom węgla kamiennego rozwij ało się, a jednocześnie węgiel stał się przyczyną jego śmierci. Któregoś dnia w 1962 r. w jednym z opuszczonych szybów zapaliły się śmieci. Ogień rozprzestrzenił się na całą kopalnię, która znajdowała się pod miastem. Ugaszenie węglowej ściany jest prawie niemożliwe i mimo wielu prób, kopalnia do dzisiaj płonie. Mieszkanie w mieście stało się niebezpieczne. Tlenek węgla wydobywający się z kopalni, powodował zatrucia, a ziemia zaczęła pękać. Pewnego dnia w dymiącą szczelinę wpadł bawiący się na podwórku Todd Domboski. Na szczęście uratował go kuzyn. Do miasta nie wolno dziś przyjeżdżać. Temperatura jest tam wciąż wysoka. W niektórych miejscach ziemia jest tak gorąca, że zapałka położona na niej, od razu się zapala. Roślinność całkowicie pożółkła, wyschnęła, a z popękanego asfaltu wśród opuszczonych budynków wydobywa się biały dym. Według różnych obliczeń, podobno zanim cały węgiel się wypali, może minąć nawet 1000 lat.

SMUTNA RUINA
W Polsce też są miasta widma. Najbardziej znane jest Kłomino niedaleko Szczecinka. Miasteczko nie ma tak dramatycznej historii jak Prypeć czy Centralia. Przez prawie 50 lat mieszkało tam ok. 3 tys. oficerów Armii Czerwonej z rodzinami. Gdy Polska odzyskała pełną niepodległość, Rosjanie wyjechali ostatecznie z Kłomina w 1992 r. Podobno wszystko wyglądało tak, jakby opuszczali mieszkania w pośpiechu. Opowiadano o pozostawionych telewizorach, a nawet wyschniętych talerzach zupy. Latem w Kłominie pojawiają się turyści, by zobaczyć ruiny betonowych bloków, mieszkań oficerskich i magazynów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.