Niełatwo wierzyć - św. Tomasz

Krzysztof Błażyca

|

MGN 04/2007

publikacja 17.07.2006 16:00

W roku 1498 Portugalczycy dotarli do południowych wybrzeży Indii. Spotkali tam chrześcijan, mówiących, że pochodzą od świętego Tomasza. Podobno Apostoł w drodze do Indii przemierzył kraje pełne smoków…

Niełatwo wierzyć - św. Tomasz

Gdy po zmartwychwstaniu Jezusa apostołowie radzili, dokąd mają się udać, pech chciał, że Tomaszowi przypadły w udziale Indie. Nie było mu tam śpieszno. Sam Jezus musiał interweniować. Opowiadają o tym spisane w III wieku „Dzieje Tomasza” oraz XIII-wieczna „Złota legenda”. Jezus powiedział Tomaszowi: – Idź pewnie, bo ja cię będę podtrzymywać. A gdy nawrócisz mieszkańców Indii, przyjdziesz do mnie w koronie męczeństwa. – To twoje dzieło, Panie, a ja jestem twym sługą – miał odpowiedzieć Tomasz. Tym sposobem około roku 52 apostoł znalazł się w Indiach na dworze króla Gudafara.

Tam powierzono mu specjalne zadanie – miał wybudować dla króla największy i najpiękniejszy pałac na świecie. Na ten cel otrzymał potężne sumy, w srebrze i złocie. Tymczasem Tomasz… rozdał bogactwa ubogim. Król wściekł się i wtrącił Tomasza do więzienia. Nie na długo. Pewnej nocy ukazał się królowi jego zmarły brat i powiedział: – Tomasz, którego prześladujesz, jest mężem Bożym. Powróciłem z raju, aby ci to powiedzieć. Aniołowie pokazali mi wielki pałac ze srebra i złota wybudowany dla ciebie w niebie przez Tomasza. Słysząc to, Gudafar czym prędzej uwolnił apostoła, a sam przyjął chrześcijaństwo. Tomasz ruszył w dalszą drogę. Z powodzeniem nauczał Ewangelii zarówno pośród prostego ludu, jak i pośród wysokiej kasty braminów. W końcu dotarł do Meliapuru, gdzie za nawrócenie królewskiej rodziny został skazany na śmierć. Przebito go włóczniami na wzgórzu za miastem w roku 67.

Tyle legenda. Prawdą jest, że był niejaki król Gudafar oraz że chrześcijaństwo pojawiło się w Indiach bardzo wcześnie. Biskup Euzebiusz z Cezarei wspomina, że już w 190 r. w Indiach spotkano wspólnoty chrześcijańskie, posługujące się językiem aramejskim i spisaną w tym języku Ewangelią św. Mateusza. O prawdziwym Tomaszu Ewangelie przekazują niewiele informacji. Jego greckie imię – Didymos – znaczy „bliźniak”. Pojawili się więc i tacy, którzy twierdzili, że Tomasz był bliźniakiem… Jezusa (!). To jednak jest sprzeczne z nauką Kościoła. Bez wątpienia Tomasz kochał Jezusa jak brata. Dał temu wyraz, gdy Jezus udawał się do Jerozolimy. Powiedział wtedy do pozostałych apostołów: – Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć (J 11,16). Był więc odważny i szlachetny.

Czemu więc najczęściej mówi się o nim „niewierny”? Ukuło się nawet powiedzenie: „być niewiernym Tomaszem”. Tomasz nie był niewierny w tym sensie, że zdradził Jezusa. Po śmierci Jezusa, Tomasz po prostu stał się ostrożny. Trudno mu było uwierzyć w zmartwychwstanie. Może nie chciał być naiwny? A jednak kilka wieków później papież Grzegorz Wielki docenił Tomaszową niewiarę w słowach: „Więcej pomaga naszej wierze niewiara Tomasza niż wiara apostołów”. Dlaczego? Bo Tomasz zmagał się z tymi samymi wątpliwościami, co wielu ludzi. Przecież nie zawsze jest łatwo wierzyć. Czasem trzeba zobaczyć, poczuć. Tomasz też tego potrzebował. I otrzymał. Zobaczył i dotknął Jezusa – BO PRAGNĄŁ TEGO i NAPRAWDĘ KOCHAŁ JEZUSA. A Jezus to widział. Widział zagubienie Tomasza, ale i jego szczerość i prostotę. Dlatego pozwolił mu doświadczyć tak namacalnie swojej obecności. Tomasz poczuł rany Jezusa. A potem oddał za Niego życie. Tomasz jest filarem, na którym mogą oprzeć się wątpiący.

Tomasz, jak nikt inny, wniknął w rany Mistrza. I wtedy wypowiedział jedno z najgłębszych wyznań, jakie człowiek może powiedzieć Panu Bogu: „Pan mój i Bóg mój”
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: