Mnie tez wybaczono

MGN 10/2006

publikacja 22.09.2006 08:46

Sądy z sondy

Katarzyna  Pakosińska   Katarzyna Pakosińska
dziennikarka, aktorka z Kabaretu Moralnego Niepokoju
fot. AGENCJA GAZETA / WOJCIECH SURDZIEL
Katarzyna Pakosińska
dziennikarka, aktorka znana z Kabaretu Moralnego Niepokoju

Byłam wychowana w bardzo tradycyjnym domu. Słuchanie, zrozumienie, przebaczanie było nam wpajane od najmłodszych lat. Wielkim autorytetem był dla mnie ojciec. Jego wartości, moralność, zasady były niezłomne. Toteż po jakimkolwiek moim przeoczeniu, przewinieniu – bo raczej byłam grzecznym dzieckiem i do tej pory jestem dosyć poukładana (śmiech) – czekałam tylko, żeby tata skinął głową na znak przebaczenia, żeby mnie pogłaskał.

Zawsze bardzo mi na tym zależało. Zawsze chciałam, żeby na tej linii: tata – ja, były zawsze bardzo czyste relacje. Pamiętam taką sytuację ze szkoły podstawowej. Bawiliśmy się w parku w „Pana Wołodyjowskiego”. Ja oczywiście byłam Krzysią z racji moich czarnych włosów, koleżanka była Basieńką. Zwykle wracałam do domu dosyć punktualnie, ale wtedy jakoś straciłam poczucie czasu. Zrobiło się bardzo późno. Tata zaczął mnie szukać.

Pamiętam, że za ucho przyprowadził mnie do domu (śmiech). Przeżyłam to bardzo. Wiedziałam, że rodzice byli nieprzytomni ze strachu o mnie. Siedziałam potem przez parę dni w domu jak mysz pod miotłą, żeby wszystko wróciło do ładu. Do tej pory bardzo mi na tym zależy. Trudno jest żyć, kiedy się wie, że dobre relacje z drugim człowiekiem są naruszone.



Paweł Biedziak   Paweł Biedziak
rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji
fot. PAP / TOMASZ GZEL
Paweł Biedziak
Rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji

Opowiem o moim synu, o tym, że dzieci też czasem wybaczają rodzicom. Moja praca wygląda tak, że teoretycznie pracuję od ósmej do szesnastej, a tak naprawdę od ponad 12 lat – od czasu kiedy zostałem rzecznikiem policji najpierw szczecińskiej, a potem polskiej – z przerwami – pracuję po dwanaście, czternaście godzin dziennie. Wracam do domu o 19.00 czy 20.00. Czasem wcześniej, czasem później. Tak jak dzisiaj, kiedy rozmawiamy w czasie, gdy jeden z byłych ministrów został zatrzymany i znów będziemy długo pracować.

Pewnego razu obiecałem synowi, który jest zapalonym piłkarzem, kocha grę w piłkę nożną, że najbliższa sobota będzie dla niego, że pogramy w piłkę razem. To była ważna obietnica. Tym bardziej że już kiedyś zawaliłem i nie dotrzymałem słowa. Tym razem miało już być NA PEWNO. Jeszcze tego dnia rano upewniałem go, że pojedziemy. Jaś bardzo przywiązał się do tego pomysłu, szykował się, przygotował koszulkę. No i niestety, znowu pojawiła się jakaś sprawa kryminalna. Rozdzwoniły się telefony dziennikarzy wszystkich redakcji.

Musiałem jechać do pracy. Myślałem, że się wyrwę. Obiecałem nawet, że zaraz będę i wtedy przyjechała telewizja. Nowe pytania, pojawiła się jakaś drażliwa sytuacja. Do domu wróciłem późnym wieczorem. Zobaczyłem jego twarz… czułem się fatalnie. Jak znokautowany bokser. Zawiodłem. Sytuacja dramatyczna. Jaś miał wtedy osiem albo dziewięć lat. Przeżył to bardzo. Wiedziałem, że jeśli nie rozwiążemy tego przy wieczornej modlitwie, prosząc o przebaczenie dla mnie, to chyba się zapadnę pod ziemię.

Opowiedziałem Jasiowi o mojej pracy, o tym, że to jest moja służba, ale wiem, że tak nie powinno być, że wobec niego mam równie poważne obowiązki. Piłka nie była może najpoważniejsza, ale była bardzo ważna, bo obiecałem i zawiodłem. Gdy się przytulił i powiedział, że nie jest tak źle i że mi wybacza, poczułem potężną, ale to potężną radość i ulgę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.