Zawody z duszą

Adam Śliwa

|

MGN 09/2011

publikacja 19.08.2011 10:20

Kiedy prawie wszystko produkuje się taśmowo w chińskich fabrykach, są takie zawody, gdzie maszyny nie zastąpią człowieka.

Książki oprawiane w skórę, skrzypce, w których widać każdy słój drewna, i szable takie same jak 300 lat temu. W XXI wieku te przedmioty nadal tworzą ludzie. Odwiedziliśmy trzy miejsca ich pracy.

INTROLIGATOR PRZY GILOTYNIE
Zawody z duszą   Książki zszyte przez pana Teodora Olszewskiego przetrwają wiele lat fot. ROMAN KOSZOWSKI Na jednym z katowickich podwórek w oczy rzucają się wielkie drzwi, a nad nimi szyld: „Introligator”. Wygląda tu tak, jakby zatrzymał się czas. W ciasnej pracowni wita nas właściciel. – Mój ojciec był introligatorem, przed wojną oprawiał książki we Lwowie – mówi od razu. – Wychowałem się przy tym i chyba stąd moja pasja... – dodaje pan Teodor Olszewski. – A po wojnie tata musiał przenieść się na zachód. W Krakowie nie było już miejsca dla introligatora, więc trafiliśmy tu, do Katowic. I tak zostało. W internecie sporo jest ofert osób oprawiających książki.

Ale czy to introligatorzy? – pytam. – Teraz każdy, kto oprawia prace naukowe, uważa się za introligatora – śmieje się pan Teodor. – A to często gotowe oprawy, które wystarczy zacisnąć prostą prasą, i książka jest gotowa. Niewielu jest takich introligatorów, którzy dziś zszywają książki tradycyjnie – dodaje. – A ludzie wolą kupić dwie książki niż zapłacić więcej za jedną w pięknej, solidnej oprawie. Komputery też są winne, bo dziś dokumenty przechowuje się wirtualnie.

Kiedyś je zszywano i oddawano do archiwum. Jedyne, czego nie zrobi nikt poza introligatorem, jest naprawianie zniszczonych książek. – Niedawno naprawiałem drewnianą oprawę do pięknej XVI-wiecznej Biblii – mówi pan Teodor. Gilotyna do cięcia, bigówka do zaginania kartek, prasa do wytłaczania wzorów – to wszystko przedwojenne maszyny w warsztacie pana Teodora. – Mam je po ojcu i nigdy nie musiałem ostrzyć nawet noża w gilotynie – chwali swój sprzęt introligator. Pan Teodor miał kilkunastu uczniów. – Ale niewielu zostało w zawodzie. Dzieci też wybrały inne zajęcia. I chyba mój współpracownik przejmie zakład.

LUTNIK ARTYSTA
Zawody z duszą   Każde skrzypce pana Arkadiusza Gromka są niepowtarzalne fot. ROMAN KOSZOWSKI W kolejnej pracowni na ścianach wisi kilkanaścioro skrzypiec. A na stołach fragmenty instrumentów, kawałki drewna i… końskie włosy wiszące przy drzwiach. Jesteśmy u lutnika, czyli w pracowni, gdzie powstają instrumenty strunowe. – W tym zawodzie jest trochę jak przy malowaniu obrazów – tłumaczy lutnik, pan Arkadiusz Gromek. – Czasem ktoś tam na górze nami kieruje i wtedy wychodzi wspaniały instrument, a innym razem, nie wiadomo dlaczego, nie wychodzi.

Lutnicy mówią, że są artystami, a nie rzemieślnikami. Szkoła dla lutników, która kończy się tytułem magistra sztuki, znajduje się w Poznaniu. – Każdy lutnik ma swoje tajemnice – mówi pan Arkadiusz. – Tak jak ludzie, wszystkie skrzypce nie muszą być takie same – dodaje. – A sposób, w jaki je wykonujemy, jest jakby naszym podpisem. Co trzeba zrobić, żeby z kawałka drewna powstał instrument? – Najpierw z drewna świerkowego lub jaworowego wycina się elementy pudła i ręcznie rzeźbi charakterystyczny kształt – tłumaczy lutnik.

– Brzegi wygina się na gorąco, a całość lakieruje. Wszystko oczywiście z naturalnych składników. Mniej więcej w ciągu miesiąca powstaje instrument. Pan Arkadiusz prowadzi pracownię razem z żoną. Nie narzekają na brak klientów. – Na szczęście prawdziwy muzyk chce mieć instrument dopasowany do siebie – tłumaczy lutnik. Dla synów zrobił skrzypce i altówkę. Kto wie, może kiedyś pójdą w ślady rodziców.

PŁATNERZ – MĘSKI ZAWÓD
Zawody z duszą   W  rękach pana Ryszarda Bulandy powstaje broń na wzór tej z minionych wieków fot. ROMAN KOSZOWSKI Ostatnia pracownia, do której udało nam się zajrzeć, to warsztat płatnerza. Dzięki bractwom rycerskim i rekonstrukcjom bitew historycznych biała broń, czyli miecze, szable i topory wciąż są potrzebne. A tworzy je płatnerz. Podobno to prawdziwie męski zawód. W pracowni pana Ryszarda Bulandy stoi kilka maszyn, wielkie imadło z młotem, a na ścianach wiszą fragmenty broni. – Jak byłem dzieckiem, to na strychach czy w piwnicach można było znaleźć bagnety z czasów wojny.

Zbierałem je, przerabiałem, czasem naprawiałem i tak się zaczęło – wspomina płatnerz, pan Ryszard. – Ponad 30 lat temu, gdy zaczynałem się uczyć, nie było takiego kierunku jak płatnerstwo. Poszedłem więc na kowalstwo artystyczne. A potem musiałem napisać specjalną pracę i z Ministerstwa Sztuki dostałem certyfi kat, że jestem prawdziwym płatnerzem – dodaje. Pan Ryszard Bulanda robi broń na zamówienie dla kolekcjonerów, dla ofi cerów idących na emeryturę. – Kiedyś miałem 18 pracowników – wspomina. Praca płatnerza jest bardzo ciężka. Z kawałka żelastwa muszą powstać piękny miecz albo rapier.

– Najpierw odkuwa się metal na gorąco – tłumaczy płatnerz. – Potem szlifuje różnymi kamieniami i poleruje szmatkami. A w kwasie wytrawia się odpowiedni napis lub ozdoby i dodaje rękojeść. – Broń musi być dobrze wyważona, żeby właściwie leżała w ręce – dodaje pan Ryszard. – Powinna też być dobrą kopią broni używanej w przeszłości. Zanim zacznę kucie, muszę o tym poczytać, odwiedzić muzea, pooglądać oryginały. Rekonstrukcyjne grupy kawaleryjskie potrzebują szabli bojowych, więc płatnerz je też hartuje, aby były wytrzymalsze. Klientami płatnerza są różni ludzie.

– Kiedyś przyszli do mnie uczniowie, którzy uzbierali pieniądze, żeby swojemu nauczycielowi kupić na pamiątkę szablę – opowiada pan Bulanda. – Innym razem koledzy chcieli obdarować policjanta przechodzącego na emeryturę. Są też pasjonaci – kolekcjonerzy, którzy za każdym razem kupują inny wzór broni i wieszają na ścianie. – Przyszedł nawet chłopak, który chciał, żeby mu zrobić miecz rycerza Jedi – śmieje się pan Ryszard.

Ginące zawody
RYMARZ – wyrabia skórzane uprzęże i siodła.
CZAPNIK – szyje czapki i kapelusze.
KALETNIK – szyje skórzane torby, paski, portfele.
ZDUN – buduje i naprawia piece kafl owe (dziś także kominki).
AKUSZERKA – pomaga kobiecie urodzić dziecko (dziś robią to położne w szpitalu).
KRZYKACZ MIEJSKI – ogłasza specjalne zarządzenia w mieście.
KOŁODZIEJ – produkuje drewniane sanie, wozy oraz koła.
BEDNARZ – tworzy z klepek drewniane naczynia, przede wszystkim beczki.
RUSZNIKARZ – wytwarza i naprawia broń palną.
KUŚNIERZ – szyje kurtki, futra, kożuchy, rękawiczki ze skóry.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.