Ratunek z nieba

Adam Śliwa

|

MGN 09/2011

publikacja 19.08.2011 10:18

Po 4 minutach od zgłoszenia są już powietrzu. Latające karetki to prawdziwa elita wśród ratowników.

Ratunek z nieba Lotnicze Pogotowie Ratunkowe – najlepsi z najlepszych fot. TOMASZ JODŁOWSKI

Na lotnisku przed hangarem stoi zgrabny żółto-czerwony helikopter. Bez zgody dowódcy nikt nie może się do niego nawet zbliżyć. Specjalnie dla czytelników „Małego Gościa” o swojej trudnej, ale ciekawej pracy i o nowoczesnym śmigłowcu opowiedzieli ratownicy z gliwickiej bazy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

ZAWSZE GOTOWI
W bazie wisi dokładna mapa terenu działania śmigłowca. Na fotelach trzy osoby w pomarańczowych kombinezonach. Dyżurują od 7.00 do 20.00. – Teraz sobie spokojnie rozmawiamy – mówi pilot Romeo Górniak. – Ale jeśli zadzwoni telefon, wkładam buty, łapię dokumenty i biegnę przygotować śmigłowiec. – Przy starcie nawet nie wiem, dokąd lecimy. Dopiero w powietrzu mówi mi to ratownik medyczny – dodaje. – Dla rannego ważna jest każda minuta – tłumaczy Mariusz Pacałowski, lekarz. Zwykła karetka jedzie ulicami do najbliższego szpitala, a stamtąd do szpitala specjalistycznego. – My lecimy w prostej linii od razu do właściwego miejsca – mówi Górniak. – Jeżeli szpital jest daleko, angażujemy drugi śmigłowiec lub samolot. Koszty nie są ważne jeżeli ratuje się czyjeś życie – dodaje lekarz.  Załoga w każdej chwili musi być gotowa do akcji. – Na bieżąco sprawdzamy też pogodę – mówi Łukasz Kręglicki, ratownik medyczny, który w powietrzu pomaga pilotowi i śledzi trasę na mapie, a na ziemi pomaga lekarzowi.

TYLKO NAJLEPSI
Załogę śmigłowca ratunkowego tworzą tylko najlepsi. Muszą  nie tylko zdobyć odpowiednie wykształcenie, ale potem przez trzy lata pracować w tym zawodzie, żeby choć trochę uodpornić się na stres. Poza tym, co roku odnawiają swoje uprawnienia. Dla pilotów śmigłowiec ratunkowy też jest prawdziwym wyzwaniem. – Latałem wcześniej w wojsku i w policji, ale chyba najtrudniejsze jest latanie w lotniczym pogotowiu – mówi pilot. – Śmigłowiec musi wylądować bezpiecznie jak najbliżej miejsca wypadku. Trzeba uważać na linie telefoniczne albo wysokiego napięcia. Ostatnio na przykład lądowaliśmy w polu jęczmienia – wspomina załoga. – Zwykle pierwsi są strażacy i to oni wybierają miejsce. Dwa lata temu na budowanym węźle autostrad A4 i A2 był poważny wypadek. Nasz helikopter był tam w kilka minut i lądował między przęsłami wiaduktów na autostradzie – opowiada Mariusz Pacałowski. Nie każdego można uratować. – Po akcji staramy się „zresetować” i nie myśleć o ofi arach. Bez tego nie moglibyśmy normalnie pracować, choć są i takie dni, których nie można zapomnieć. Nie jesteśmy przecież robotami – dodaje Łukasz Kręglicki. – Najtrudniejsze są wypadki z dziećmi, tym bardziej że zawsze winni są dorośli. Dla każdego malucha mamy w śmigłowcu Misia Ratownika.

RATOWANIE I LATANIE
Podchodzimy do śmigłowca EC 135. W środku każde miejsce idealnie wykorzystane. – Każdy helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego jest tak samo wyposażony, dzięki czemu, kiedy pracuję w innej bazie, otwieram szafkę i dokładnie wiem, gdzie co jest – opowiada ratownik Łukasz. – Nie tracę czasu na szukanie. Z przodu po prawej stronie siedzi pilot, który jest jednocześnie dowódcą i decyduje, czy można lecieć i gdzie lądować. – Startujemy, jeżeli chmury nie są niżej niż 500 stóp, a widoczność ma minimum 1500 metrów – wyjaśnia pilot. – Nasz śmigłowiec ma radar pogodowy – dodaje Romeo Górniak. – Dzięki temu raz mogliśmy lecieć, lawirując między chmurami burzowymi – wyjaśnia. Obok pilota na obrotowym fotelu siedzi ratownik medyczny. Do niego należy obsługa komputera pokładowego i odbiornika GPS, a jeżeli lekarz potrzebuje pomocy, odwraca się i pomaga przy poszkodowanym. Z tyłu, przy noszach jest stanowisko lekarza. – Gdy śmigłowiec ląduje, muszę zabrać ciężki plecak ze sprzętem i szybko lecę do pacjenta – mówi lekarz Mariusz Pacałowski. Ratownicy latają nie tylko do wypadków i katastrof. Czasem lecą z pacjentem albo narządami do przeszczepu. Wszędzie tam, gdzie potrzebna jest szybkość. – Pamiętam moją pierwszą akcję. Leciałem do myśliwego, którego postrzelił kolega – wspomina Łukasz Kręglicki. – Ogromna adrenalina i stres, ale też satysfakcja, że można komuś pomóc. Z biegiem lat jest łatwiej, ale stres jest potrzebny, żeby nie wpaść w rutynę – dodaje

Śmigłowiec ratunkowy EC 135
Produkowany jest przez francusko-niemiecką firmę Eurocopter Group. To podstawowy helikopter polskiego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jego maksymalna prędkość to 259 km/h, a średnica wirnika – 10,20 m. Wyposażony jest w sprzęt medyczny taki jak w karetkach reanimacyjnych. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe ma 23 takie maszyny i działa w 17 bazach stałych i 1 sezonowej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.