„Eliasz wskrzeszający syna wdowy”, 1868

Ford Madox Brown

publikacja 01.07.2009 13:42

„Eliasz wskrzeszający syna wdowy”, 1868

Pisklęciu to dobrze

Rzucamy okiem na obraz i co widzimy? No obraz, dobrze, ale nie o to pytam. Scenę widzimy. Scenę robi Eliaszowi ta pani u dołu. Bo ten pan u góry to Eliasz. Prorok. Chociaż scena to może nie jest dobre słowo, bo kobieta nie histeryzuje, tylko się bardzo cieszy i zdumiewa. W histerię to ona wpadała dwukrotnie, ale wcześniej. Po raz pierwszy, gdy Eliasz przyszedł do jej domu w Sarepcie Sydońskiej. Bo ona jeszcze wtedy nie wiedziała, co to za gość ją nawiedził. Dla niej, ubogiej wdowy, gość to była tylko gęba do wyżywienia, a z powodu panującej suszy nie było co jeść.

Wdowie zostało tylko trochę mąki w dzbanie i nieco oliwy w baryłce. Właśnie chciała zrobić z tego ostatni posiłek dla siebie i syna. „Zjemy to, a potem pomrzemy” – rozpaczała. A Eliasz jej na to, żeby przyrządziła najpierw dla niego. I powiedział jej proroctwo: „Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię”.

No i kobieta uwierzyła. Zaryzykowała i zrobiła posiłek Eliaszowi. I okazało się, że wciąż jest jeszcze i mąka, i oliwa. I była na następne posiłki, i następne, i jeszcze następne.

Ryzyko opłacalne

Ale potem zachorował jedyny syn wdowy. Jego stan pogorszył się tak bardzo, że umarł. Wdowa zaczęła lamentować. Eliasz wziął chłopca z objęć matki i zaniósł na górę, gdzie mieszkał. Położył go na swoim łóżku i zaczął błagać Boga o cud. Wtedy „dusza dziecka powróciła do niego, a ono ożyło” – czytamy w I Księdze Królewskiej.

Na obrazie widać to, co nastąpiło potem. Eliasz zszedł z góry i oddał dziecko uszczęśliwionej matce. Autor obrazu przedstawił chłopca już w stroju „grobowym”, czyli owiniętego w płótna, a nawet ustrojonego kwiatami. Jeszcze wygląda na oszołomionego, czemu zresztą trudno się dziwić. Czasem człowiek świeżo obudzony nie wie, jak się nazywa, a co dopiero świeżo wskrzeszony. Tak sobie wyobrażam, choć pewności nie mam, bo nigdy nie byłem wskrzeszony.

Ford Madox Brown – on to bowiem ten obraz namalował – wszystko dokładnie przemyślał. Trudno, żeby było inaczej, bo obrazy prerafaelitów właśnie takie były: przemyślane w każdym detalu. Brown co prawda nie należał do Bractwa Prerafaelitów, ale miał z nimi wiele wspólnego. Jak już nieraz pisałem, prerafaelici malowali bardzo żywymi kolorami, bardzo precyzyjnie i bardzo symbolicznie. Każdy szczegół coś tam znaczy. Jest tego tak wiele, że nie we wszystkich przypadkach wiadomo, co artysta miał na myśli.

Dzban bezpieczeństwa

W tym obrazie sporo symboli mówi o opiece Boga. Widzicie tego ptaka w prawym dolnym rogu obrazu? To kwoka, która troszczy się o swoje pisklę. Osłania je swoimi skrzydłami, niesie je, jak Eliasz niesie dziecko wdowy. Dziecko jest jeszcze niezdolne do ruchu, jak pisklę do latania, ale jest pod najlepszą opieką. Bo to Bóg tak troszczy się o ludzi. Kto chroni się w cieniu Jego skrzydeł, jest bezpieczny. Bóg troszczy się nawet o to, żeby czowiek miał co jeść. Przypomina to dzban – stoi obok kury – w którym mąki nie zabrakło. Na stole w głębi pomieszczenia widać baryłkę oliwy, która się nie wyczerpała. Takie rzeczy się naprawdę zdarzają. Trzeba zrobić tylko jedno – zaryzykować wiarę. Wdowa to zrobiła – i zobaczyła cuda.

Wasz
Franek fałszerz