„Popielec”, 1881

Julian Fałat (1853–1929)

publikacja 01.07.2009 13:39

zbiory prywatne

„Popielec”, 1881

Popiół wytęskniony

Słyszeliście o Julianie Fałacie? Może nie, ale nawet jeśli nie słyszeliście, to widzieliście jego obrazy. Na pewno gdzieś tam przemknął wam przed oczami jakiś jego zimowy pejzaż. Bo Fałat rewelacyjnie malował śnieg. Umiał w nim wyłapać wszystkie kolory tęczy. Bo śnieg nie jest biały. Między nami mówiąc, nic w przyrodzie nie jest naprawdę białe. Idealna biel na ziemi nie istnieje, ale trzeba wrażliwości artysty, żeby zobaczyć, z jakich kolorów składa się to, na co mówimy „białe”.

Zresztą zobaczcie sobie malowanie Fałata gdzieś w Internecie albo w jakimś albumie. Ja wam tego nie pokażę, bo wybrałem tego malarza z powodu popiołu, a nie z powodu śniegu. Można by to było, co prawda, połączyć, bo ludzie czasem sypią popiół na śnieg, żeby się nie ślizgać, ale to podobno nieekologicznie czy jakoś tam. Więc nie będę tego łączył i sfałszuję tylko obraz, w którym popiół gra rolę tytułową.

Swojska egzotyka

Dlaczego akurat popiół? Bo niedługo będziemy obchodzili… po… po… No, co będziemy obchodzili? Post. Tak, dobrze. Wielki Post. Ale na jego początku będziemy mieli po… po… No, co będziemy mieli? Początek. No tak, też dobrze, ale nam chodzi o Popielec. Będziemy mieli Popielec. To on właśnie jest tematem niniejszego obrazu. Taki swojski, polski Popielec. I ksiądz staruszek też taki polski, prawda? I kobiety polskie, i mężczyzna polski SA.

A figa! To Popielec we Włoszech. Przyjrzyjcie się tylko, jak ci ludzie patrzą po włosku. I ksiądz sypie po włosku – a nawet po wielu włoskach. Kobiety mają włoski przysłonięte welonami typowo włoskimi. Jak można tego nie widzieć? Ja to zobaczyłem od razu, gdy tylko o tym przeczytałem. Ale co tam. Rodzi się pytanie, dlaczego Fałat namalował włoski Popielec? I zaraz to pytanie umiera, bo jest na nie odpowiedź genialna w swojej prostocie: Fałat akurat wtedy był w Rzymie. No i co on miał robić? Biegać za polskimi turystami, żeby mu pozowali? Wtedy polskich turystów we Włoszech było tylu, ilu Eskimosów na Saharze. No, może przesadziłem. Ale w każdym razie Polaków we Włoszech było znacznie mniej niż dzisiaj. Nie można było ich spotkać nawet przy grobie Jana Pawła II. Zresztą samego grobu też tam nie można było spotkać, bo to był rok 1881. Julian Fałat i tak miał szczęście, że w ogóle do Rzymu się dostał, bo to nie był chłopak z bogatego domu. A jednak jakoś zdołał sam zdobyć wykształcenie artystyczne. Bez żadnych stypendiów i bez pomocy rodziny.

Gdy zaczął malować, stał się mistrzem akwareli – techniki bardzo trudnej. A dlaczego zaczął od akwareli? Bo wtedy jeszcze nie stać go było na farby olejne. Akwarele były dużo tańsze. Fałat umiał poskromić prawa fizyki, które każą farbom wodnym rozlewać się niesfornie po papierze. Wyobraźcie sobie, że właśnie ten obraz, który tu widzicie, jest akwarelą. Trudno to poznać, bo szczegóły są oddane tak precyzyjnie, jakby to był obraz olejny.

Odrobina Polski

Choć, jak już wspomniałem, jest to Popielec włoski, to jednak ma związek z polskim. Sam autor to wyjaśnia: „Z tęsknoty za Polską namalowałem kilka szkiców akwarelowych i jeden obraz, który można było oddać słowami: prochem jesteś i w proch się obrócisz. Tytuł obrazu Popielec, akwarela przedstawiająca półfigury prawie naturalnej wielkości na tle rzymskiego kościoła”.
Proszę bardzo – ten „Popielec” powstał z tęsknoty za Polską. Jak widać bieda i tęsknota miewają dobre skutki. Dzięki tej pierwszej Fałat perfekcyjnie opanował technikę akwareli, a dzięki tej drugiej namalował bardzo dobry obraz.

Życzę więc wam dobrej tęsknoty i twórczej biedy. Na przykład czasem bieda znaleźć wszystkie moje fałszerstwa. I potem człowiek tęskni za wygraną i tęskni.

Wasz Franek fałszerz