SZKOŁA ATEŃSKA (1510)

Rafael Santi (1483 - 1520)

publikacja 08.01.2009 12:10

fresk, pałac watykański

Wakacje się skończyły, więc myśleliście, że Franek fałszerz wybierze obraz o tematyce szkolnej, co?
No i dobrze myśleliście. Wybrałem taki obraz. Ale nie zrobiłem tego po to, żeby się nad wami pastwić, gdy i tak już jesteście zgnębieni końcem wakacji. Chcę wam pokazać zupełnie inną szkołę niż taka do jakiej wy chodzicie. To „Szkoła Ateńska”. Można ją zobaczyć w Rzymie. Zapytacie, dlaczego w Rzymie, skoro ateńska. Takie rzeczy się zdarzają. Na przykład my jesteśmy w Polsce, a jemy ciasto francuskie, liżemy lody włoskie i uciekamy przed owczarkami niemieckimi.

Szkoła Ateńska przed nikim do Rzymu nie uciekła. Jest tam na stałe i chyba tam pozostanie, bo to fresk, czyli malowidło sporządzone na mokrym tynku. To znaczy teraz już jest suchy, ale trzeba było malować, póki było mokre. Tynk zazwyczaj znajduje się na ścianie, tę zaś raczej trudno przenosić w inne miejsce. Zresztą nie ma powodu tego robić, bo ta ściana znajduje się w jednym z najznakomitszych miejsc na świecie, mianowicie w Watykanie. Konkretnie w reprezentacyjnych apartamentach pałacu papieskiego. Fresk namalował Rafael Santi, jeden z genialnych artystów włoskiego renesansu. Włochy akurat wtedy miały największy wysyp geniuszy. Było ich tylu i takiej jakości, że do dzisiaj miłośnicy sztuki i nauki biją czołem na dźwięk imion Michał Anioł, Leonardo da Vinci czy właśnie Rafael. Rafael zresztą też podziwiał swoich nieco starszych kolegów – Michała Anioła i Leonarda. Ich podobizny umieścił nawet na fresku. Da Vinci występuje tam w roli Platona. To ten pan w środku, który rozmawia z Arystotelesem.
Platon wskazuje palcem na niebo, co ma znaczyć, że stamtąd biorą się wszelkie ludzkie natchnienia i idee. Arystoteles z kolei wyciąga dłoń nad ziemią. Oznacza to zainteresowanie przyrodą.
Całe malowidło pełne jest filozofów i uczonych, którymi obrodziła swego czasu Grecja, a zwłaszcza Ateny. W tłumie znaleźć można Sokratesa – to ten brodacz w zielonkawej szacie, na lewo od Platona. Tłumaczy coś Alcybiadesowi (to ten w hełmie) i Ksenofontowi. Blisko centrum u dołu siedzi, podpierając głowę, Heraklit o twarzy Michała Anioła. Na prawo od niego, na schodach, rozłożył się Diogenes. To zachowanie pasuje do jego sposobu życia, bo ten filozof niespecjalnie przejmował się jakimikolwiek ludzkimi zasadami. Mieszkał w beczce i gwizdał na propozycje wygodniejszego życia.
Po lewej, w niebieskiej szacie i wieńcu na głowie, zapisuje coś w księdze Epikur – filozof, który głosił pochwałę przyjemności.

Na fresku widać też Pitagorasa. To ten łysawy pan po lewej u dołu, piszący coś w księdze. Podgląda go z ciekawością arabski uczony Awerroes (w turbanie). Awerroes, co prawda nie był Grekiem i żył dużo później, ale greckich uczonych bardzo cenił i wiele się z ich pism nauczył. Uczniów zresztą, jak przystało na szkołę, na fresku widać wielu. Jeden wygląda nawet tak, jakby ściągał od Pitagorasa. Wielu też uczniów przygląda się Archimedesowi, który rysuje cyrklem na tabliczce. Sam Archimedes otrzymał twarz Donato Bramantego, znakomitego architekta z czasów Rafaela.
No. To już chyba wiadomo, dlaczego „szkoła” i dlaczego „ateńska”. Dlatego, że greccy ludzie nauki wiele nauczyli swoich współczesnych, a jeszcze więcej potomnych. A ci potomni wpadli – zwłaszcza w renesansie – w zachwyt na punkcie starożytnych. Odnajdywane w ziemi starożytne posągi budziły podziw i pobudzały wyobraźnię artystów. Rzeźbiarze wzorowali się na antycznych rzeźbach, architekci na budowlach. Dlatego gdy Rafael otrzymał zlecenie od papieża Juliusza II na przyozdobienie pałacu papieskiego, namalował coś, co wygląda jak jedna wielka pochwała płynącej od Greków nauki.
Zresztą są powody, żeby ich chwalić, bo bez ich myśli i osiągnięć wciąż bylibyśmy w lesie, a przynajmniej w malinach.
Fałszerstw jest dziesięć.

Wasz Franek fałszerz