Widziałem piekło

MGN 10/2007

publikacja 18.09.2007 11:43

Sądy z sondy

Widziałem piekło   Prosper Harerimana z plemienia Hutu fot. RADEK MALINOWSKI Prosper Harerimana
z plemienia Hutu


Jego tata i siostra zginęli w czasie ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r. Prosper miał wtedy 14 lat. Rwandę zamieszkują dwa plemiona – Tutsi i Hutu. W 1990 roku doszło między nimi do wojny. Tutsi zaatakowali Hutu. Cztery lata później bojówki Hutu dokonały rzezi na Tutsi. Ci, którzy nie chcieli zabijać, też musieli zginąć. Rwanda zamieniła się w piekło. Życie straciło wtedy ponad 800 tysięcy osób. Po obu stronach ucierpieli niewinni ludzie, którzy zwyczajnie chcieli być Rwandyjczykami.

– Moja rodzina zawsze żyła w przyjaźni ze wszystkimi – opowiada z przejęciem Prosper Harerimana. – To się zmieniło, gdy rozpoczęła się wojna. Nie wiedziałem, dlaczego dawni przyjaciele nagle stali się wrogami. Ludzie wokół mnie zaczęli się nawzajem zabijać. Nie rozumiałem, dlaczego. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy zabito mego ojca i siostrę. W kwietniu 1994 roku, gdy doszło do masakry, oboje przebywali w Kigali, stolicy kraju. Zabito ich, bo byli Hutu. Zginęli od ciosów maczetami.

Do dziś trudno mi o tym mówić. Jeden z moich braci uciekł i nigdy już nie wrócił do kraju. Nie wiem, kto z moich bliskich żyje, a kogo zamordowano. Zginęło też wielu moich kolegów z klasy. Ja ocalałem. Gdy myślę o tym, wiem jedno. Przeżyłem nie dlatego, że byłem silny, ale dzięki łasce Boga. Jego ręka była nada mną. Byli wtedy między nami i tacy ludzie, którzy pomagali. Jedni oddali nawet życie, by ratować innych. Dlatego myślę, że nawet wtedy, gdy nasz kraj zamienił się w piekło, Bóg nie był daleko.

Nie opuścił nas. Gdy myślę o tamtych wydarzeniach, odczuwam ogromny ból, ale mam nadzieję, że pewnego dnia ludzie w mym kraju naprawdę się zjednoczą. Kocham Rwandę. Ona potrzebuje ludzi, którzy wybiorą prawdę, miłość, sprawiedliwość i pokój. Wciąż trzeba leczyć rany tych, którzy stracili swoich bliskich. Zająć się sierotami, pomagać wdowom.

Robert Tekieli   Robert Tekieli
dziennikarz
fot. JACEK ZAWADZKI
Robert Tekieli
dziennikarz


W programie telewizyjnym „Jarmark cudów” pokazywaliśmy historie ludzi, którzy mieli nieszczęście otworzyć się na demona i doświadczyli piekła w swoim życiu. Na przykład szukając zdrowia dla siebie albo dla swoich bliskich u bioenergoterapeuty, wróżąc z kart tarota, szukając nieistniejących żył wodnych jako radiesteci, próbując stosować magię w swoim życiu. Do tego jeszcze możemy doliczyć wywoływanie duchów czy spirytyzm. Rzeczy, które działy się z nimi, były straszne. Opisywali je jako piekło na ziemi. Ci ludzie miewali paraliże, nie umieli się ruszyć, byli duszeni do tego stopnia, że zostawały im siniaki na szyi.

Opowiadała o tym Małgosia, a potem potwierdziły to jej koleżanki. Ludzie, którzy dobrze ich znali, zaczynali się ich bać. Leszek Korzeniewski opowiadał, że kiedyś wszedł na pole namiotowe i wszyscy uciekli. Potem dowiedział się, że ludzie wystraszyli się, bo zobaczyli potworną postać, a Leszek jest niepozornym, całkiem sympatycznym z wyglądu człowiekiem. Te wszystkie historie skończyły się dobrze. Wszystkie te osoby w pewnym momencie swojego życia spotkały Jezusa i dzięki temu wróciły do rzeczywistości.

Teraz mogą normalnie żyć. Są lekarzami, psychologami, nauczycielami, terapeutami, biznesmenami. A ja osobiście przeszedłem przez kurs doskonalenia umysłu metodą Silvy. Byłem magiem i kimś w rodzaju bioenergoterapeuty. Czułem choroby innych ludzi, czytałem w ich umysłach, zacząłem uzdrawiać. Myślałem, że to są dobre rzeczy, dopóki nie zrodziły się we mnie wątpliwości. Nie wierzyłem już wtedy w Pana Boga, a wcześniej przestałem wierzyć w istnienie szatana.

Mimo to poprosiłem: „Panie Boże, jeżeli to nie jest od Ciebie, zabierz to”. I te wszystkie nadzwyczajne umiejętności zniknęły. A to, co działo się potem, gdy wychodziłem z uzależnienia od złego ducha, to koszmar, który trwał wiele lat. Szatan nie rezygnuje łatwo ze swoich ofiar, o których myślał, że ma ich w swoich rękach. Po kolejnych siedmiu latach Pan Bóg zażądał ode mnie, żebym zaczął Mu pomagać

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.