Byłem w przedsionku nieba

MGN 11/2007

publikacja 19.10.2007 13:10

Sądy z sondy

Marcin Jakimowicz   Marcin Jakimowicz
dziennikarz „Gościa Niedzielnego”
fot. JÓZEF WOLNY
Marcin Jakimowicz

dziennikarz „Gościa Niedzielnego”

Zdarzyło się to kilka lat temu. Stałem w ogromnym tłumie podczas czuwania Odnowy w Duchu Świętym. Tyle razy przyjeżdżałem na podobne spotkania, jednak tamtego roku było inaczej. Nie udzielał mi się entuzjazm tłumu, na wznoszone ręce reagowałem wzruszeniem ramion. Drażniło mnie, gdy ludzie skandowali imię „Jezus”. – To przecież nie stadion! – burczałem.

Czułem się bardzo, bardzo obco i nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Byłem rozbity i kompletnie pusty. – Adorujmy Jezusa w Najświętszym Sakramencie – usłyszałem w głośnikach. Wysoko na ołtarzu ksiądz ustawiał monstrancję z Ciałem Jezusa.

Ja nie widziałem niczego, ale nagle ze zdziwieniem (i z ogromną ulgą) poczułem, że czas się zatrzymał. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Jakby ktoś wpuścił mnie do przedsionka nieba i szepnął: „Marcin, warto za tym tęsknić”.

Moje oczy napełniły się łzami. Wyszeptałem tylko: „Przyjdź, Panie Jezu”. Pierwszy raz w życiu, podczas adoracji odczułem prawdziwą obecność Pana Jezusa. Do dziś pamiętam tę chwilę. Trudno opisać ją słowami. Pan Bóg odnalazł mnie w dwustutysięcznym tłumie.


Dariusz Karłowicz    Dariusz Karłowicz
filozof
fot. FOTORZEPA / MACIEJ SKAWIŃSKI
Dariusz Karłowicz
filozof

Wiele było takich chwil, wzruszeń, kiedy wydawało się jakbym sięgał nieba. Pamiętam, przebywałem kiedyś w okolicach Florencji i słuchałem „Magnificat” Bacha. To była jakaś przedziwnie niezwykła chwila. Tyle razy już przecież słyszałem ten utwór, ale tamto przeżycie było wyjątkowe, niezapomniane. Jakby nie z tej ziemi.

Na pewno taką chwilą było zakochanie się w mojej żonie albo setki wzruszeń, jakie przeżyłem z moimi synami. Jak choćby to ostatnie, kiedy opowiadałem mojemu sześcioletniemu synkowi historię Achillesa poniżonego przez Agamemnona, wielkiego wojownika, ugodzonego śmiertelnie w piętę przez Parysa. Mój syn rozpłakał się. Po chwili... i ja się rozpłakałem.

Trudno mi mówić o takich chwilach... Przypomina mi się też obraz Rosso Fiorentino przedstawiający Ukrzyżowanie. Ta scena wprawiła mnie w taki zachwyt, w takie wzruszenie, że nie mogłem się ruszyć. Muzeum było już prawie puste. Pani chyba trzy razy zaglądała do mnie. Jako mężczyzna byłem trochę zakłopotany swoim stanem...

Takich chwil jest mnóstwo w moim życiu. Towarzyszy im zawsze uczucie ogromnej wdzięczności, radości. Bardzo dużo jest ich przy lekturze książek, a jeszcze więcej w kontaktach z ludźmi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.