W sercu Afryki

Krzysztof Błażyca

|

MGN 11/2007

publikacja 19.10.2007 12:54

W 1979 roku prezydent rozkazał zabić stu licealistów, bo... protestowali przeciw szkolnym mundurkom.

W sercu Afryki   Ojciec Zbyszek Kołodziejczyk pochodzi parafii Trójcy Przenajświętszej w Katowicach Kostuchnie. Jest kapucynem. W Republice Centralnej Afryki pracuje od 17 lat. Był między innymi dyrektorem i wychowawcą niższego seminarium duchownego w Bangui fot. ARCHIWUM PRYWATNE Gdy ojciec Zbyszek Kołodziejczyk postawił stopy na Czarnym Lądzie, ni w ząb nie rozumiał miejscowego języka sango. Słów nauczył się szybko. To jednak nie wystarczyło, bo słowa w języku sango mają po kilka znaczeń. Zależą od akcentów. „Baba” z akcentem do góry, znaczy: „ojciec”. Z akcentem w dół, oznacza „pychę”. Misjonarze modlą się czasem: „Pycho nasza, któraś jest w niebie”.

Wielki strach
Dwa razy większa od Polski Republika Centralnej Afryki ma zaledwie 3,5 miliona mieszkańców. – Ludzie są życzliwi – rozpoczyna opowieść ojciec Zbyszek – ale żyją w wielkim strachu. To kraj wyniszczony wojnami – dodaje. – Do dziś zdarzają się napady na szkoły, szpitale, misje. W 1979 roku prezydent rozkazał zabić stu licealistów, bo... protestowali przeciw szkolnym mundurkom. Ludzie wciąż pamiętają tamte wydarzenia. Przestali sobie ufać. Na przykład nie częstują się w nieznanym miejscu, bo boją się otrucia. Gdy ktoś się rozchoruje, boją się, że zostaną posądzeni o sprowadzenie czarów – tłumaczy misjonarz. Uzbrojone oddziały bandytów poustawiały na drogach barykady i każą ludziom płacić za przejazd. Biją, okradają, nawet biedaków. Ludzie są bezradni. Ojciec Zbyszek najadł się strachu z innego powodu. Kiedyś jadąc przez las z innym misjonarzem, postanowili odmówić Różaniec. – Na palcach – zaproponował pasażer. Ale misjonarz kierowca sięgnął jednak po różaniec „na sznurku”. I całe szczęście! Gdy lekko zwolnił, potężne drzewo zwaliło się tuż przed maską samochodu. – Gdybym nie ściągnął nogi z gazu, drzewo spadłoby na nas.

W sercu Afryki   fot. ARCHIWUM PRYWATNE Leśni ludzie
W lesie, od Bangui, stolicy Republiki Centralnej Afryki, aż do granic Kamerunu i Konga żyją Pigmeje, czyli najmniejsi ludzie świata. – Pigmej to obraźliwa nazwa – wyjaśnia ojciec Zbyszek. – Oni mają swoje nazwy plemienne. Misjonarz chętnie ich odwiedza. A oni zawsze cieszą się z jego przyjazdu. – Tańczą, rozmawiają i śpiewają – opowiada ojciec. – I to na trzy głosy! To bardzo przyjacielscy ludzie. Takiej sympatii nigdzie nie spotkałem. Tubylcy wciąż mieszkają w szałasach zbudowanych z gałązek bambusowych i liści. Zbierają rośliny, polują, łowią ryby. – Z traw robią sznurki, a z nich kilkunastometrowe sieci – opowiada misjonarz. – Do polowania używają kuszy. Strzały są nasączone trucizną, która usypia zwierzę. Wystarczy, że strzałka tylko dotknie ofiary. W dzieciństwie lubiłem strzelać z łuku. Kiedy więc strzeliłem z kuszy, strzała poszła do przodu na odległość 30 metrów – śmieje się z błyskiem w oku.

Deszcz motyli
Dwa dni drogi od placówki ojca Zbyszka jest Bayanga, czyli rezerwat słoni. Żyje ich tam około 700. Jednego słonia nazwali Bazyli. To imiennik ojca Zbyszka. – W Afryce nazywają mnie Bazyli – wyjaśnia misjonarz – bo „Zbigniew” to dla nich słowo zbyt trudne do wymówienia. Bayanga, to jedyny teren, gdzie nigdy nie dotarła wojna. Nie ma bandytów na drogach, ludzie są przyjaźni. Jednym słowem: franciszkański pokój. – Rzeczywiście – zgadza się ojciec Zbyszek – święty Franciszek jest lubiany przez tutejszych ludzi. Lubią słuchać historii o nim, o wilku z Gubbio. A miejscowi artyści często wykonują podobizny św. Franciszka... ze skrzydeł motyli, których miliony unoszą się w powietrzu. Czasem, gdy spadnie „deszcz motyli”, nie można spokojnie przejechać samochodem. Motyle żyją dzień, dwa. Potem ludzie je zbierają, pakują w gazety i... sprzedają. – To nieraz jedyne zajęcie, które pozwala im przeżyć – wyjaśnia misjonarz. – A potrafią wszystko z nich zrobić: świętą Klarę, portret papieża, a nawet ikonę Matki Bożej.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.